Rozdział II- Śledzona




Potarła ramiona. Było jej trochę zimno. Niby jest czerwiec, ale tutaj to wygląda inaczej… Ciągły ruch, tłoczność i gwar. Najbardziej zaskoczyło ją to, że można skręcić w inną uliczkę i człowiek znajduje się w zupełnie innym miejscu. Z zapyziałych uliczek wystarczyło tylko kilka kroków by wejść w inny wymiar. W tym innym wymiarze zwykła apaszka potrafiła kosztować ponad 4 tysiące.  Te aleje graniczyły ze sobą niczym dwa światy. Jeden idealny, piękny, drogi….a drugi był…no cóż jego totalnym przeciwieństwem.
Alice szła z ciotką pieszo. Izabella trzymała mocno siostrzenicę za nadgarstek, tak jakby bała się, że się zgubi. Z resztą było w tym trochę racji. Przeciskały się przez tłum ludzi. Ciotka szła pewnym krokiem  rzucając niektórym wrogie spojrzenia.
Lepiej z nią nie zadzierać.- przeszło Alice przez głowę.
Widać było po Izabelli, iż zna to miasto. Pewna siebie i olśniewająca, a za nią dreptała Alice niczym małe dziecko. Przestraszona z kwaśną miną szła niepewnie z wzrokiem utkwionym w ziemię. Starała się omijać wszystkie brudy, które były na ulicy.
Bała się tylko jednego. Mianowicie nie chciała tego żeby okazało się, iż ciotka mieszka w małym, brudnym  domu i dzieli go z jakimś niechlujnym facetem, który mówi, że jest macho. Bała się, iż ten piękny strój ciotki to tylko taka przykrywka, że okaże się, iż to wszystko było na pokaz…
- Już niedaleko.- powiedziała szybko Izabella, pociągając mocniej za rękę siostrzenicę.
Uśmiechnęła się chłodno i zmusiła do wykonania kolejnych kroków.
Obejrzała się. Nie było już tak tłoczno. Musiały wejść w jakieś boczne uliczki. Było tu trochę pusto. Ciotka skręciła gwałtownie w prawo, tak że Alice prawie straciła równowagę. Dom ciotki różnił się od innych. Wyglądał jak jakiś odludek. Dziewczyna szybko się skapnęła, iż są na obrzeżach miasta. Odwróciła się. Wciąż było widać potężne drapacze chmur z ogromną ilością okien, ale tutaj już nie było takiego zgiełku.
Dom cioci sprawiał wrażenie masywnego i groźnego.
Weszły do środka. Pusty, zimny i surowy korytarz nie zrobił na siostrzenicy dużego wrażenia. Wydawał się jakby był w remoncie. Sprawiał wrażenie niedokończonego.
-Mat!- krzyknęła ciotka, a jej głos odbił się głośnym echem.
Zza dużych, dębowych drzwi wyszedł młody chłopak. Miał zielone oczy i był szatynem. Czarne spodnie i biała koszula zasugerowały jej, że musi pracować u Izabelli.
- Tak?- spytał, lecz nie patrzył w stronę cioci.
Jego wzrok skupił się na dziewczynie, która stała blisko niej z ustami zaciśniętymi w cienką kreskę.
- Dwie kawy.- powiedziała szybko zdejmując płaszcz.
- Z mlekiem?- spytał jakby był kelnerem.
A może nim był?- nowa myśl zakotwiczyła się w głowie dziewczyny.
- Alice z mlekiem czy bez?- ciotka zwróciła swoje oczy w kierunku siostrzenicy.
- Z mlekiem.- powiedziała niepewnie.
- Mów pewniej tu nikt nie gryzie.- zaśmiała się Izabella.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. – kolejne zdanie weszło do umysłu Alice.
Czuła jak pocą jej się dłonie, jak robi się czerwona. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi I nie lubiła zawierać nowych znajomości. Wstydziła się. Czuła się nieswojo….tak inaczej.
-Tak. Chcę kawę z mlekiem.- powtórzyła głośniej.
- Tak lepiej. – ponownie się uśmiechnęła.- Jedna z mlekiem, druga czarna.- rzuciła szybko.
Mat skinął głową i  znów zniknął za dębowymi drzwiami.
- Alice. Moja droga witaj w domu!- powiedziała i mocno ją przytuliła.
Jej głos jednak był inny. Taki przejmujący, jakby interesowała się jej losem, jakby Alice była jej córką. Po za tym nie znała dobrze Izabelli.   Spędziła z nią niecały jeden dzień. Przez ten czas, chyba nie można poznać dobrze człowieka.
- To twój dom ciociu, nie mój.- stwierdziła dość niepewnie.
- Teraz już twój i mój.- uśmiechnęła się i związała w kucyka swoje rubinowe włosy. – Nie bój się.- pogłaskała ją po ramieniu.- Nie gryzę!
To na pewno. – pomyślała i zaczęła się głośno śmieć. Już za dużo czasu minęło odkąd się tak nie śmiała. Zbyt dużo czasu.
- Tak lepiej.- pochwaliła ją ciotka.
- Gdzie jest mój pokój?- spytała bacznie rozglądając się po korytarzu.
- Zaraz ci wszystko pokarzę. – uśmiechnęła się ciepło. – Ale najpierw napijemy się kawy, dobrze? Po tak długiej podróży nawet ja jestem zmęczona. A uwierz mi dużo podróżuję.- ponownie się uśmiechnęła.
- Dobrze - przytaknęła.
Izabella wprowadziła ją do kuchni. Znajdowała się za tymi samymi drzwiami, za którymi zniknął Mat. Nie było to duże pomieszczenie, ale ciepłe i przytulne. Chłopak stał przy stole i stawiał filiżanki z gorącym napojem. Nagle starsza z nich  klasnęła w ręce.
- Alice moja droga! Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam. Muszę coś załatwić. Chyba mi wybaczysz?- spytała.- Mat!- zwróciła się do chłopaka.- Zajmij się Alice!
- Dobrze.- przytaknął chłopak siadając obok siostrzenicy.
- Alice, obiecuję, że znajdę dla ciebie chwilkę wieczorem. – powiedziała szybko i wyszła.
- Już jest wieczór.- wypowiedziała te słowa na głos, lecz ciocia widocznie  ich nie usłyszała.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Nie przejmuj się, ona jest zawsze taka zabiegana.- powiedział i upił łyk kawy.
- Dobrze wiedzieć.- mruknęła pod nosem.
- Tak, racja, racja.- powtórzył.- Na długo tu przyjechałaś?- spytał zaciekawiony, odstawiając pustą już pustą filiżankę.
 Alice wbiła wzrok przed siebie. Ona sama nie wiedziała na ile tu przyjechała. Miesiąc, dwa, rok? Kolejne pytania bez odpowiedzi…
- Nie, nie było pytania.- rzucił szybko widząc jej zmieszanie.
- Spokojnie.- odpowiedziała patrząc na niego.- Sama do końca nie wiem. Dopóki moja mama nie wyzdrowieje.
Chłopak powiedział tylko krótkie  ,,aha” i na chwilę zapadła cisza.
- Pada deszcz. – stwierdził cicho.
Wyprostowała się i nasłuchiwała. Słyszała jak krople deszczu odbijają się od okna.
- Lubię deszcz, a ty?- spytała bawiąc się palcami.
- Niezbyt.- skomentował i włożył brudne naczynia do zmywarki.
- Zjesz coś?- zadał pytanie podchodząc do dużej lodówki.
Alice uśmiechnęła się. Mat był naprawdę miły...albo starał się takim być...
- Nie, nie jestem głodna. – zaprzeczyła.- Ty tutaj pracujesz?- spytała z nieukrywaną ciekawością.
-Tak jakby.- rzucił od niechcenia.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Chłopak szybko wyjął telefon z kieszeni.
-Przepraszam.- spojrzał na nią i odebrał telefon. – Tak, tak.- jego ton głosu był trochę zimny. Taki inny…służbowy.  
Nie mówił ciepło, lecz szorstko, szybko i na temat.
- Ale twoja matka kazała się opiekować Alice.- chwila przerwy.- Kto to Alice?- powtórzył.- Siostrzenica...znaczy twoja kuzynka. – znowu chwila przerwy.- Tak, tak już idę. – pod koniec rozmowy głos Mata znowu się zmienił. Ponownie był ciepły i przyjacielski.- Za parę minut będę.- rozłączył się i schował telefon do kieszeni. – Alice.- znów wrócił się do siedzącej dziewczyny. – Przepraszam cię najmocniej, ale mój przyjaciel mnie potrzebuje.- lekko się uśmiechnął.
- Rozumiem.- powiedziała i po chwili dodała.- Zostanę tu sama?- w jej oczach malowało się przerażenie.
- Nie bój się!- zaczął się śmiać.- Ten dom jest pełen ludzi. – poklepał ją po ramieniu.
- Na pewno.- klasnęła w ręce.
- Możesz się tu rozejrzeć. Jestem pewny, ze twoja ciotka nie miałaby nic przeciwko temu.
- Mam taką nadzieję. – uśmiechnęła się.
- Liczę, że sobie poradzisz. – powiedział i wyszedł z kuchni.
Wykrzywiła usta w niemiłym grymasie. Została sama.
Znowu.
Chyba się do tego przyzwyczaiła. Spojrzała na duży zegar, który wisiał dokładnie naprzeciwko niej. Dochodziła 19. Wbrew temu co powiedziała Matowi była głodna. Jeden rogal i jajecznica to dla niej za mało. Wstała i otworzyła lodówkę. Dopiero jak zobaczyła na jogurtach i mleku angielskie słowa uświadomiła sobie gdzie jest. Wyjęła jakiś truskawkowy serek i zaczęła go jeść. Zostawiła opakowanie na stole i poczuła mrowienie na karku. Ktoś ją obserwował. A może to tylko złudzenie?  NIE! Ktoś na nią patrzył. Wyszła z kuchni i weszła do wielkiego korytarza. Przez chwilę zastanawiała się, w które drzwi wejść i doszła do wniosku, iż wyjdzie na dwór.  Już nie padało tak intensywnie, ale nadal małe kropelki spadały z chmur na ziemię. Szła małą ścieżką. Mimo chłodu ciągle czuła to wypalające spojrzenie na karku. Wydawało jej się, że wypala w niej to ogromną dziurę. Przyśpieszyła. Chciała uciec od tej osoby. Kimkolwiek ona była. Słyszała za sobą czyjeś kroki. Odwróciła się. Znowu nic! Znowu nikogo nie było!
Alice uspokój się! To tylko ci się wydaje.- powiedziała sobie w duchu.
Cały czas szła tą ścieżką i zanim się zorientowała była w jakimś podziemnym garażu. Czuła zapach benzyny, spalin i nowych aut, i ciągle czuła to mrowienie na karku. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła jakąś męską sylwetkę. Jednak jej się nie zdawało. Ktoś ja śledził! Pobiegła w tym kierunku co stała postać i nie do końca wiedziała co chce zrobić. Już miała dogonić chłopaka, gdy poczuła, że na kogoś wpada.
To była ciotka.
- Alice! Co ty tu robisz?- Izabella nawet nie próbowała ukryć zdziwienia. – Mat miał się tobą opiekować.- stwierdziła.
- Tak…ale…- nie skupiała się na słowach ciotki.
Ciągle interesował ją ten chłopak. Ten, który ją śledził.
- Nieważne. Kolacja czeka. Chodź!- zaprosiła ją ruchem ręki.

W kuchni stał już Mat i nakrywał do stołu. Przy nim siedziało dwóch mężczyzn. Jeden już miał czterdziestkę na karku a drugi może miał z siedemnaście lat?
- Izabella, kochanie.- starszy z nich wstał i pocałował ciotkę w policzek.
- Witaj Ravi.- przytuliła go.
To ten Hindus!- oczy Alice pojaśniały.
- Mat możesz już odejść.- tym razem odezwał się siedemnastolatek.
Chłopak skinął głową i opuścił pomieszczenie.
- Ravi, John to jest Alice.- oznajmiła wszystkim Izabella.

- Smakowała ci kolacja?- spytał John odprowadzając Alice do jej pokoju.
- Była dobra, chociaż ja nie przepadam za krewetkami.- uśmiechnęła się słabo.
- Jesteś moją kuzynką.- stwierdził a raczej spytał zupełnie odbiegając od tematu.
- Tak.- odpowiedziała.
- Dziwne…nigdy nie..- urwał jakby bał się, że powie za dużo.-Tu jest twój pokój.- wskazał na duże drzwi.
- Dziękuję John.
- Proszę nie mów tak do mnie.- powiedział szybko.
- OK. Jak chcesz.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo John podobny jest do Hindusa. Ciemna karnacja, błyszczące oczy i piękne ciemne włosy. Tylko jedno tu nie pasowało. Uśmiech. Uśmiech był inny. Jak się uśmiechał miała wrażenie, że widzi Izabellę.
- To dobranoc kuzynie.- uśmiechnęła się.
- Tak lepiej. Dobranoc.- powiedział i odszedł.
Weszła do pokoju i pierwsze co zrobiła to zapaliła światło. Było tu naprawdę ładnie. Niebieskie ściany i białe meble. Koło dużego  fotela stały torby a w nich jej ubrania. Uśmiechnęła się. Była zmęczona. Pragnęła tylko się położyć i spać. Nagle coś zauważyła za szafą.  Ktoś tam stał. Podeszła bliżej. Coś mówił jej kolor tych spodni. To był ten chłopak, który ją śledził.
To on!
- Kim jesteś?- spytała pełna strachu.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. – odpowiedziała postać i uśmiechnęła się.

Dla Alice nie było to zabawne. 


Witam Was po długiej przerwie!
Trochę czasu minęło zanim się ogarnęłam. 
Rozdział miałam już dawno napisany, ale jakoś nie miałam czasu. 
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. 
Za błędy przepraszam. 
Nie rozpisuję się.
Pozdrawiam Digital!

Komentarze

  1. super rozdział, czekam na kolejny
    Lili dawna kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuu... Ten Josh... Ma coś w sobie! Lubię go! Ale... Jego słowa 'Nie mów na mnie Josh'... Nie pasuje mi w nim coś... Alice będzie z Mattem? Musi być słodki!
    Sorka, że krótko, ale jest późno, a ja jutro o 6:45 wstaję! Why...
    Kocham i czekam na next!
    Pozdrawiam ♡



    Lilly xD
    P.S. Coś ty zrobiła z 7?! Usunęłaś go?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mat wydaje mi się ciekawą postacią, już go polubiłam, haha. :D
    Nic no, czekam na następny rozdział~!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty