OS: Część II


Rano zadzwonił budzik. Za oknem panowała szarówka i o tej porze w pokoju rządziły przeważnie szare kolory, które w połączeniu z jasnymi niebieskimi ścianami dawały ciekawą kompozycję.

Jak zawsze wstała, ubrała się, pościelała starannie łóżko i zeszła na dół. Nie przykładała większej wagi do ubrania. Jednak stwierdziła, że nie może tkwić w swojej beznadziejnej sytuacji. Skoro pisanie książki jej nie idzie może zainwestuje w swój wygląd? Może poczuje się przez to bardziej pewna siebie.

Z szafki wyjęła pojemnik i wrzuciła tam pokrojonego pomidora. Może miała nadwagę ale dbała o swoje zdrowie najbardziej z całej rodziny. Nie jadła byle czego w przeciwieństwie do Natalii. Ona tylko mydliła wszystkim oczy, wmawiała jak mało je. Szkoda, że to wszystko było kłamstwem. Jedną wielką ściemą. W domu niby jadła sałatki, piła wodę, dużo ćwiczyła, ale kiedy była w szkole potrafiła zjeść nawet cztery paczki chipsów i popić to wszystko colą.

Do drugiego pojemniczka włożyła kanapkę z serem i sałatą. Dobrze, że tata kupił jej chleb. Uśmiechnęła się i usiadła do stołu. Lubiła jeść w samotności albo w towarzystwie Bartka.

Po zjedzonym posiłku posprzątała i niepostrzeżenie wyszła z domu.

Było zimno. Wiatr szalał po pustych ulicach i gwizdał nieprzyjemnie w uszy. Naciągnęła jeszcze bardzie swoją wełnianą czapkę i przyśpieszyła kroku. Do szkoły nie miała daleko. Może z dwa kilometry. Lubiła spacerować i rozmyślać nad wszystkim. To o wiele lepsze niż jazda zatłoczonym autobusem. Każdy się pcha i uważa, że jest pępkiem świata.

Wchodząc do szkoły jej twarz była czerwona a oczy przyjemnie świeciły. O tej porze korytarze były już pełne licealistów. Weszła do szatni i starannie ułożyła  kurtkę i buty. Rozczesała włosy, które pod wpływem zimna, potu i wełnianej czapki szczelnie przykleiły się do skóry. Przejrzała się w lusterku po czym stwierdziła, iż wygląda tragicznie. Melancholia znów nad nią zapanowała. Czarne chmury przyćmiły jej wszelką radość życia.

Szła pod klasę z nieukrywanym smutkiem. Zdała sobie jednak sprawę, że nie może pokazać swojego przygnębienia przed ludźmi. Zaraz zaczną się pytać co się stało, czy jej nie pomóc, czy nie chce porozmawiać? Nie! Odpowiedź brzmi nie! Nikola miała silne przeczucie, że musi sobie sama poukładać wszystko w głowie. Nie chce nachalnych pytań, udawanego współczucia i takich tam. Uśmiechanie się i udawanie radosnej osoby jest łatwiejsze. Ludzie nie zwracają na ciebie tyle uwagi i praktycznie nie zauważają, że coś cię gryzie, że sobie z czymś nie radzisz, że się poddajesz.

Ucieczka przed światem brzmi zaskakująco dobrze. Ale dziewczyna nigdy nie myślała o tym w kategorii śmierć. Jej ucieczka to bycie w samotności. Nie potrzebowała dużego grona przyjaciół i wielkiego szumu wokół siebie.

- Nikola- krzyknęła radośnie dziewczyna i przytuliła ją.

Zdezorientowana popatrzyła na koleżankę i odwzajemniła uścisk. Przed nią stała Diana w nienagannym makijażu i świetnie dobranymi ubraniami. Miała na sobie jasne, podarte na kolanach jeansy, do tego za duży, luźny, prześwitujący w różnych odcieniach pudrowego różu sweter. Pod nim była biała bokserka. Długie jasnobrązowe z końcówkami blond włosy były spięte w koński ogon.

- Myślałam, że nie przyjdziesz- powiedziała zmartwiona Diana i weszła z koleżanką do klasy.

- Nie no coś ty- stwierdziła na odczepkę.

Miała siedzieć w domu? Słuchać Natalii, która żali się, że zaspała? Co to, to nie!

- Ufffff- wypuściła głośno powietrze.- Mam ci tyle do powiedzenia- krzyknęła i klasnęła w ręce. – Ale najpierw mam pytanie. Dasz mi spisać matmę- spytała i zrobiła maślane oczy.

Nikoli nie zdziwiło to pytanie. Diana była uśmiechniętą osobą, której nauki ścisłe po prostu nie szły. Jej przyjaciółka nie miała w domu osoby, która wytłumaczyłaby jej matematyką bądź fizykę. Ona mogła liczyć na Klarę. O ile ta będzie miała dobry humor.

- Jasne- odpowiedziała i wyciągnęła zeszyt.- Nie uważasz, że mogłabyś załatwić sobie korki- spytała.

- Nikola- spojrzała na nią błagalnie.- Ja i korki? No coś ty! I tak bym nie zrozumiała- odpowiedziała całkowicie pochłonięta spisywaniem.- Orzeł będzie dziś zbierał te karty- zadała pytanie mając nadzieję, iż jej rozmówczyni zaprzeczy.

- Tak- rzekła.- Radzę ci się pośpieszyć, bo zaraz przyjdzie.

W tej chwili drzwi otworzyły się i do sali wszedł profesor. Pan Orzeł. Było to jego prawdziwe nazwisko, które o dziwo bardzo do niego pasowało.  Był to chudy i starszy już mężczyzna. Jego głowę zdobiły nieliczne, siwe włosy. Na długim i szpiczastym nosie dumnie leżały nieprzyzwoicie za duże, czarne okulary. Zazwyczaj ubierał się w kraciaste koszule i materiałowe spodnie. Nie był najlepszym nauczycielem. Jego podeszły wiek, znienawidzenie do tej pracy oraz młodzieży i uwielbienie do matematyki stworzyły z niego potwora. Zadawał im dużo prac domowych na kartkach, które później zbierał i pieczołowicie oceniał. Potrafił przyczepić się do każdej cyferki.

- Dzień dobry bando leniuchów- powiedział z pogardą i usiadł za biurkiem. – Prace domowe położycie na koniec lekcji na biurku- wskazał miejsce ręką.- A teraz moi mali nieudacznicy zaczniemy nowy temat. Radzę uważać bo nie będę dwa razy powtarzać. Nawet nie wiem czy powiem raz.

Dwie lekcje matematyki pod rząd to lekka przesada. Dzisiejsze lekcje były wyjątkowo nudne i trudne.

Rozpoczęła się długa przerwa. Nikola razem z Dianą poszły na stołówkę i zaczęły jeść przyniesione przez siebie jedzenie. Żadna z nich nie przepadała za stołówkowym żarciem. Przypominało to raczej karmę dla psa, niż drugie danie.

- Jutro piątek- oznajmiła radośnie Diana i za jednym łykiem wypiła zawartość wiśniowego soku.

- I- spytała nic nie rozumiejąc, zdziwiona dziewczyna.

- Michał organizuje imprezę- odpowiedziała zadowolona.- Pomyślałam, że mogłabyś pójść. Czy to nie cudownie?

Diana była nienaganną optymistką. Czasem Nikola zastanawiała się jak zaczęła się z nią przyjaźnić? Bardzo ją lubi, ale imprezy? Teraz?! Nie za bardzo podobał się jej ten pomysł.

- Ja nie wiem- powiedziała ciężko.

- Skarbie mój- złapała ją za rękę.- Dobrze wiesz, że ze mną pójdziesz. Dziś kończymy wcześniej lekcje i masz dużo czasu na przemyślenie wielu spraw. Oki- spytała i zaczęła jeść swoją sałatkę z tuńczykiem.

- Oki. Nic nie obiecuję- stwierdziła niechętnie.

- Ale kto ci każe coś obiecywać- zapytała zdziwiona.

Obie zaczęły się śmiać.

Krótko po dwunastej była już w domu. O dziwo miała bardzo dobry humor. Zaczęła nawet wierzyć, że odbija się od tej beznadziejnej głębi. W domu o tej porze było pusto. Może dopiero za najwcześniej godzinę tata przyjedzie z Bartkiem.

Położyła plecak w pokoju i zbiegła na dół. Chciała dziś przygotować obiad. Stwierdziła, że zrobi pizzę. Uwielbia pizzę!

Kiedy wszyscy usiedli do stołu okazało się, że dobry humor Nikoli nagle się ulotnił. Nie wiedziała co sprawiło u niej taką zmianę nastroju. Może to, że Natalii jak zwykle nic nie pasowało. Zrobiła wykład o tym jak to pizza jest tucząca. Nikola nie rozumiała jej podejścia. Jak nie chce to niech nie je! Ktoś jej każe? Dochodziła do wniosku, że to rozkapryszone dziewuszysko i prędzej czy później sama siebie zniszczy. Ciągle jej coś nie pasowało i do wszystkich miała o coś pretensje! Pani Izabella była zbyt zajęta rozmową z synem niż kolejną kłótnią między siostrami. Ona jako matka nie widziała w sobie nic złego. Twierdziła, że to nie jej wina a dziewczynki prędzej czy później się pogodzą. Czasem odnosiło się wrażenie, że jej światopogląd przypomina spojrzenie na świat dziecka. Naiwnie wierzyła, że wszystko się ułoży, że nie powinna w nic ingerować. Takie zachowanie tylko pogarszało sytuację. Ale niczego nieświadoma Iza żyła sobie w świadomości, że jest najlepszą mamą pod słońcem. Unikała rozmów. Twierdziła, że jest typem samotnika, że jej dzieci są już duże i tylko Bartek potrzebuje opieki. Dlatego nie interesowały ją obiady bądź kolacje. Wymagała tylko tego żeby któraś z córek je ugotowała.

Klara podeszła do stołu i nalała sobie szklankę wody.

- Moja droga siostro- powiedziała niemiłym tonem.- Od jutra ty robisz obiady i kolacje. Postanowione.

Natalia patrzyła na nią jak wryta a jej twarz przybrała odcień purpury. Czemu ona tak jej powiedziała?

Nie odezwała się jednak. Z Klarą lepiej nie zadzierać, ponieważ może wszystko wypaplać ojcu. Po co ona jej tak dużo powiedziała? Zacisnęła zęby i weszła do kuchni.

- Ja zjem sałatkę- oznajmiła dumnie i zaczęła kroić warzywa.

Nikola westchnęła tylko i poczuła, że jest tu niechciana.

Pośpiesznie udała się na górę i zaczęła po raz setny czytać Harrego Pottera. Uwielbiała tę książkę, te opisy i samą fabułę. Krytykowała się za to, że nie potrafi nic napisać, że jest bezużyteczna. A przecież obiecała! Obiecała!  Myśl, ze nie może napisać nic dobrego zaczęła ją przytłaczać. Było to coś w rodzaju chorej ambicji, której nikt nie potrafił okiełznać.

Chwilę przed kolacją wyszła z domu. Potrzebowała spaceru i ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Nie wiedziała, czy chce iść na imprezę u Michała. Imprezy to hałas, hałas i jeszcze raz hałas. Nic fajnego się tam nie dzieje














HEJ!
Długo mnie nie było...... no tak zawsze wychodzi na to samo :( Ale tym razem się nie poddam! Zapraszam do czytania a rozdział pojawi się w krótce!
Pozdrawiam Digital!






Komentarze

  1. Hej
    Natalia, jak zwykle potrafi tylko krytykować. Oj najgorzej przytyje. Ciekawe, czy Nikola pójdzie na tą imprezę. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heej ♡
    Zapraszam do siebie (jeśli nie życzysz sobie takich reklam napisz a usunę)

    https://leonetta-przypadek-czy-przeznaczenie.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty