Rozdział VI - Bezsenność (cześć I)








Było już ciemno. Dochodziła druga. Mia głośno chrapała i przekręcała się z boku na bok. Alice nie mogła usnąć. Gapiła się bez przerwy w jeden punkt i nawet nie myślała o niczym. W takich sytuacjach ludzie najczęściej o czymś myślą. Zastanawiają się czy dokonali dobrego wyboru i co zrobić dalej? Jak ułoży się ich życie? Co przyniesie jutro? Czy jest jakiś dobry wybór? Czy wszystkie wybory są złe?
A ona....?
Nic. Siedzi na łóżku, przykryta szczelnie kołdrą i nic. Chce odpocząć i dobrze o tym wie, że sen jej tego nie wynagrodzi. Coś ją męczy. Nawet ona sama nie jest w stanie określić co to. Pokój nocą wyglądał pięknie. Przez okno przebijał się blask księżyca i padał dokładnie na środek oblewając swym blaskiem wszystko wkoło. Szafa nabrała zupełnie inny wymiar. W dzień jest duża, mało poręczna i często skrzypi. Trudno ją się otwiera i zamyka. Często się kurzy i trzeba ją myć. Teraz wyglądała jak wehikuł czasu. Jedna połowa mroczna, a druga... zachęcająca. Taka jakby reklama. Alice patrzyła w nią jak zaczarowana. Sroga szafa stała się ....przyjaciółką. Przyjaciółką? Tak, to głupie, ale to prawda. Zeszła z łóżka i otworzyła drewniane wrota.
Nie zaskrzypiała.
Uśmiechnęła się w duchu i zobaczyła, ze coś się świeci. Była to ramka ze zdjęciem. Przyjrzała się bliżej. Na zdjęciu było zdjęcie. Uśmiechnięta Izabella w blond włosach i lekko zaokrąglonym brzuchem. Miała na sobie niebieską sukienkę i rozpuszczone włosy. Wyglądała na normalną dziewczynę, a teraz? Nie mieściło jej się to w głowie.
Przyjrzała się ramce. Była dziwnie gruba. Zamknęła szafkę i upuściła zdjęcie. Spojrzała odruchowo na Mię. Na szczęście spała jak zabita. Podniosła rzecz i zobaczyła pękniętą szybkę. Wyjęła zdjęcie i zobaczyła pod nim wiele krótkich listów. Był napisane na żółtym papierze w linie, pismem dziecka, ale pierwszy z nich był długi, napisany starannie. Odłożyła go na bok i zaczęła czytać krótkie wiadomości. Na każdej powtarzało się jedno zdanie: ,,Chcę być kochanym". Na każdej z nich był napis: ,,To wygraj. Podpisano MAMA". Alice nigdy nie była zbyt błyskotliwa, ale wiedziała o co w tym chodzi. Schowała ramkę do szafy, a długi list włożyła do plecaka. Jednak szafa to jej przyjaciółka.
Usiadła ponownie na łóżku.  Minuta za minutą......
Usnęła.

Była czwarta. W kuchni paliło się światło i gotowała woda. Grało radio. Ravi pośpiesznie palił papierosa i zapalał kolejnego. Palił, gasił i znowu palił. Pukał ręką w stół. Nie mógł spać. Patrzył co chwilę na telefon i wybierał numer do syna. Do tego jedynego syna. Do tej jego perełki. Kochał go ponad życie, a dowiedział się od Mata! Nie od żony, nie od niego tylko od lokaja! Czemu John nie powiedział mu, że wyjeżdża? Czemu?!
Zapalił kolejnego papierosa i do kuchni weszła Izabella.
Miała na sobie czarny szlafrok i włosy związane w kucyka. Spojrzała na hindusa i napiła się wody.
- Nie powinieneś już spać?- Spytała siadając obok niego.
- Nie chce mi się.- Burknął.- A z resztą.....- złapał się za głowę i zgasił papierosa. - Pozwoliłaś mu wyjechać! Jak.. to był mój syn.
- Ale nic mu nie będzie.- Oznajmiła ze spokojem.
- On jest taki młody i.... To przez ciebie. Oboje o tym wiemy Izy. To posunęło się za daleko.
- Nie mów do mnie Izy!- Skarciła go.
Nie lubiła jak ją tak nazywał.
- Jakoś nie przejmujesz się Theą! - Warknęła.
W tym dużym domu mieszkała nastolatka. Miała niecałe czternaście lat. Blond włosy i niebieskie oczy. Lubiła się rządzić i była pewna siebie. Tak naprawdę nikt (spoza wąskiego grona rodziny) nie wiedział, że Izabella ma drugie dziecko. Thea była swego rodzaju maskotką. Raz była kuzynką Johna, raz córką przyjaciółki i tak dalej. Nigdy nie powiedziała, że jest jej córką. Traktowała tą wiadomość jako wpadkę, ale... Mówią, że matki kochają tak samo swoje dzieci. Otóż Izabella się do nich nie zaliczała. Kochała Theę ponad wszystko. John mógł nie istnieć. Ona od niego tylko wymagała i wymagała. Doskonale o tym wiedziała i nie zwracałaby na niego uwagi gdyby nie jedna wiadomość. John był cholernie ambitny i spostrzegawczy a to sprawiało, że zostawiał siostrę w tyle. Do tego był dobrym rozmówcą, ale miał słabe nerwy. Izabella obawiała się, że kiedy jej syn dorośnie popsuje jej wszystkie plany. Wiedziała, iż chłopak czuje do niej swego rodzaju nienawiść. On praktycznie nie miał matki. Nie była na jego urodzinach, na zebraniach, na przedstawieniach. Początkowo to rozumiał, ale kiedy pojawiła się siostra i mama miała dla niej czas wdarła się zazdrość. Niczym staruszka podeszła do serca małego chłopca i poprosiła o wodę, potem o chleb i została. Siała coraz więcej rzeczy, które nastawiały Johna przeciwko Izabelli. Miarka przebrała się kiedy John wygrał z nią w karty. To niby nic wielkiego, ale z nią wygrały tylko dwie osoby. Jedna miała 16 lat, a John miał zaledwie 9. To niby niedorzeczne. Potem grała z nim kilka razy i za każdym wygrywał. Nie było wyjątków. Ten fakt sprawił, że jej syn był jej największym przeciwnikiem. Potrafił zjednywać ludzi i przekonywać ich do swojej racji.
- Oboje o tym wiemy, że Thea nie jest moją córką. Sama mi o tym powiedziałaś.- spojrzał na telefon.
Thea widywała się ze swoim biologicznym ojcem rzadko. Znaczy on przyjeżdżał często do mamy, ale ona nie chciała się z nim widywać. Jej tata tworzył z mamą elitę. Musiała mówić wyuczone formułki i zachowywać się stosownie. Lubiła siedzieć w korytarzu i patrzeć jak przez uchylone drzwi Ravi bawi się z Johnem. Była zazdrosna, ona też chciała takiego tatę. Hindus był dla niej miły. Uczył ją gotować i jeździć na rowerze. Stawał się jej przyjacielem, ale żadne z nich nie potrafiło powiedzieć, że się lubią. Traktowała go jak tatę lecz wiedziała, że on nie jest jej ojcem. On miał Johna. Jedyną perełkę, dla której zrobiłby wszystko. Dlatego teraz gdy wyjechał, pojawiła się szansa.
Dostał esemesa.
Od John: Tato....nie gniewaj się na mnie. Ja doleciałem szczęśliwie i już mieszkam sobie w Niemczech. Będę dzwonił. Kocham cię tatku.
Uspokoił się. Bardzo kochał swoją rodzinę. Wiedział doskonale, że Izabella go zdradza, ale wiedział, że ją kocha. To była taka nieodwzajemniona  miłość. On ja kochał był w stanie zrobić dla niej wszystko, ale ona....Poszła w zupełnie inny deseń. Może kiedyś coś do niego czuła, ale to było kiedyś. Potem zwyczajnie się nim znudziła. Kiedy poznała ojca Thei. Kolejne zauroczenie ją ogarnęło. Coś niezwykłego. Potem było jeszcze kilku. Pozostaje więc pytanie: dlaczego nie odeszła od Raviego? Czy coś do niego czuła?
Był jej przyjacielem. Doradzał, odradzał, zarabiał na nią i wychowywał Johna. To on założył firmę i kupił dom. Była mu za to wgłębi duszy wdzięczna. Dlatego przyznała, się że go zdradza. Powiedziała, że on może zrobić to samo, ale Ravi nie chciał.  Był wspaniałym ojcem i wrażliwym człowiekiem. Miał dużo pieniędzy, ale rodzina mu się popsuła.
- Ale mógłbyś ją uważać za swoją córkę.- Zwróciła mu uwagę.
- Po co?- Spytał unosząc brew.- Ty nie potrafiłaś uważać swojego syna za syna. Cały czas musiał coś udowadniać. - Podniósł się i wyszedł. - A i jeszcze coś.- Stanął w progu i odwrócił się do niej. - Nie rób tego Alice. Ona jest młoda i już bardzo doświadczona przez życie. Po prostu jej tego nie rób.
Wyszedł.
Izabella długo patrzyła w drzwi od kuchni. Co z tego, iż Ravi miał rację? Ona i tak zrobi co chce, tylko.....No właśnie Ravi. To on był jej przeszkodą.




Przepraszam za błędy, bądź powtórzenia.
Pozdrawiam Digital! 

Komentarze

Popularne posty