Wstęp
Ciemność okryła ziemię.
Szare kłęby opatulały powłokę
ziemi i w niektórych miejscach zmieniały
swój kolor na czarny. Było zimno i ponuro.
Idealna atmosfera do nakręcenia
horroru.
Było cicho, a każdy szmer odbijał
się echem. W oddali majaczył piętrowy dom,
zbudowany ze spróchniałych desek. Okna były zabite deskami, a tabliczka nad
drzwiami trzymała się na cienkim druciku. Z tej perspektywy to wszystko
wyglądało jak wielka tratwa, która dryfuje na oceanie. W miarę przybliżania się
do tego miejsca dostrzegało się szare firanki. Walczyły z wiatrem o dominacje.
Tańczyły śmiało, a swoimi językami odpychały przechodniów.
Drzwi otworzyły się.
Pierwsze co przedzierało się
przez ten półmrok to schody. O dziwo wyglądały jak zwykłe schody, jakby nawet
nie były dosięgnięte piętnem czasu. A
ten dom stał tu od ponad dwustu lat. Kiedy się na nie wchodziło skrzypiały ale nie zapadały się.
Słyszała z daleka jak deski uginają się pod jego ciężarem, a jej
oddech przyspieszył. Zatkała sobie usta ręką.
- Nie wydawaj żadnych dźwięków.-
skarciła się w myśli
To było małe pomieszczenie.
Pachniało tu spróchniałym drewnem, tak jak w całym domu. Siedziała z
podkulonymi nogami pod ścianą i
próbowała nie panikować. Słyszała jak wchodził po schodach. Słyszała jego
stłumiony oddech pełen pogardy do tego miejsca i jego wyższości. Wydęła policzki.
Drzwi otworzyły się.
Pierwsze co zobaczyła to misia.
Pluszowego misia, który leżał na środku pokoju z rozciętym brzuchem i
czerwonymi oczami. Z jednej strony był przypalony. Koło ucha był rozcięty. Wyglądał strasznie. Wzięła
głębszy oddech.
To był przecież jej miso. Jej
ukochany miso!
Nagle w drzwiach stanął on.
Przekrwione oczy i czarny
kapelusz. Uśmiechnął się i tym gestem sprawił, że pokazał swoje białe, ostre
zęby. Wyglądał jakby właśnie uciekł z piekła. Wiele ludzi go widziało, jak
chodził o północy z czerwoną laską i świecą. Każdy się jego bał, a on jak sam
twierdził nie robił nikomu krzywdy on
tylko pomagał...
Przeraziła się i zaczęła płakać.
Stąd już nie ma ucieczki. Nie ma!
- Witaj Alfeo. - szepnął i zdjął
swój kapelusz
Miał łysą głowę, ale... To
wyglądało jakby był pusty. Jakby był pustą postacią tylko z oczami, ustami i
odzianą w czarnofioletowy płaszcz. Nie miał konkretnych zarysów twarzy i rąk.
Wszystko opatulał ten płaszcz.
Podszedł do zabawki, podeptał ją
i wyrzucił z pokoju.
- Ja prze-przepraszam. - jąkała
się
Nie wiedziała co zrobić. Jej
włosy przykleiły się do twarzy i stworzyły swego rodzaju zasłonę. Były cienkie
i długie koloru brązowego. Była wątła i nieśmiała. Bała się. Miała tylko sześć
lat!
Skuliła się jeszcze bardziej i
gniotła rąbek białej bluzki.
- Spokojnie. - podszedł do niej i
spróbował się uśmiechnąć
Jego twarz wykrzywiła się w
dziwnym grymasie, a to sprawiło, że mała rozpłakała się.
- Nie ma się czego obawiać. -
powiedział i dotknął jej głowy
Jedyne co pamięta to....ciemność.
Wielką i jedną ciemność.
- Zimno mi! - powiedziała i upadła.
Zaczęła robić anioły w śniegu.
Biały puch otulał wszystko dookoła. Spokojnie spadał z nieba i
uszczęśliwiał dzieci. Małe śnieżynki tańcowały w powietrzu i z gracją dołączały
do miliona swoich sióstr. Układały się jedna na drugiej, jedna obok drugiej.
Jakby z góry wiedziały jak mają się ułożyć, jakby to wszystko było zaplanowane.
Jedna za drugą niczym siostry...
Te śnieżynki tworzyły przepiękne kształty, każda z nich inna, ale każda
podobna.
- No weź. - rzuciła w nią śnieżką siostra - Ulepimy bałwana?
- A może igloo?- wstała i otrzepała puch ze spodni.
- Może być. Chodź!- złapała ją za rękę i pobiegły w stronę starej
komórki.
Ich podwórko było białe i duże. Znajdowało się na nim dużo drzew i mały
domek.
- Przyniosę okienka Alfeo.-
powiedziała starsza siostra i poszła do komórki.
Śnieg przyjemnie ,,skrzypiał" pod jej nogami i świecił się.
Otarła łzy z policzków.
Siedziała w pustym domu i
próbowała rozwiązać zadanie domowe.
- Mamusia powinna już być.-
powiedziała cicho i zeszła z krzesła
Dom zdobiły jasne barwy, ale ona była smutna. Jej
siostrzyczki nie było już cztery miesiące. Bardzo ją lubiła. Chodziły razem na
przystanek. Mamusia zawsze robiła im kanapki z serem, a Alfea długo spała i przez nią ledwo zdążały na
autobus.
A teraz?
Budzi ją tatuś jak wychodzi do
pracy. Mama słucha muzyki i próbuje zamaskować makijażem wory pod oczami i
spuchnięte oczy. Wmawia wszystkim, że wszystko jest okej.
A co robi ona?
Próbuje się uczuć. Wszyscy
próbują wrócić do starego życia, ale nie udaje się to im. Na początku jej
szukali. Szukali sąsiedzi, policja i
straż. Jednak to wszystko na nic.
Mówią, że nadzieja umiera
ostatnia. Każdy ma nadzieję, ale z dnia na dzień coraz mniejszą. To było małe
dziecko! Ogłosili to w telewizji, jeździli po przytułkach, domach dziecka i
nic! Ktoś musiał ją zabrać. Alfea była zbyt nieśmiała. Była strachliwa i prawie
wszystkiego się bała. Kiedy Monika poszła razem z córką za komórkę, nie było
żadnych śladów na śniegu. Nic! To wszystko było takie dziwne....
- Mamusiu!- podbiegła do drzwi i
przytuliła wysoką kobietę - Dobrze, że już jesteś.
- No tak. Jak tam minął dzień?-
spytała blondynka, kładąc czarną torbę na niewysokiej komodzie.
- Dziś był sprawdzian z tabliczki
mnożenia.- oznajmiła - Dostałam 5.- powiedziała bez entuzjazmu.
- Hej maluchu skąd ten pesymizm?-
mama przykucnęła i objęła córkę. - Przecież tak długo się do tego
przygotowywałaś. Jestem z ciebie dumna. Co chcesz na obiad?- spytała wchodząc
do kuchni i pocałowała córkę.
- Pierogi ruskie.- odpowiedziała
i poczłapała za mamą. - Mamusiu, a gdybym wtedy nie poszła po te szkiełka? Może
Alfea by tu była.- polemizowała mała ośmiolatka.
- Nie wolno ci tak mówić!-
krzyknęła. - Nam wszystkim jest ciężko, ale grunt to iść do przodu. Trzeba się
cieszyć z tego co się ma. Ja też w nocy płaczę, ale gdyby nie ty i tatuś to nie
dałabym rady.- otarła łzę z policzka. - Myj ręce i nakrywaj do stołu. Zaraz
obiad.- nakazała.
- Dobrze.- powiedziała - Tatuś!-
rzuciła się na szyję mężczyźnie. - Cześć tatusiu!
W drzwiach stanął szczupły,
wysoki mężczyzna z gęstą, czarną czupryną na głowie. Ubrany był w czarne
spodnie i niebieską koszulę. Jego lewą rękę zdobił srebrny zegarek. Uśmiechnął
się lekko.
- Hej maluchu.- pocałował córkę w
czoło i szybkim krokiem wszedł do kuchni
Nie miał wesołej miny. Widać, że czymś się
poważnie frasował.
- Monika.- powiedział i położył
teczkę na stole.
Kobieta odwróciła się i
przywitała swojego małżonka uśmiechem.
Była lekko zdziwiona jego zachowaniem. Kiedy wchodził do domu rzucał ,,cześć", albo ,,już wróciłem
skarbie".
- Tak?- spytała i nalała mu kawy.
Była zdezorientowana takim
zachowaniem męża. Zawsze bawił się z córeczką i razem coś obliczali z
matematyki. Ona gotowała obiad i przyglądała im się. Tęskniła bardzo za swoją
młodszą córką. Godzinami oglądała zdjęcia i patrzyła się w jeden punkt na
ścianie. Zdała sobie jednak sprawę, że ta chuda dziewczynka, która ma już osiem
lat bardzo ją potrzebuje. Potrzebuje mamy i taty. Uświadomiła sobie, że jej
córeczka potrzebuje wielkiego wsparcia i miłości, i że razem we trójkę dadzą
radę.
Może tak musiało być?
Tego nikt nie wie, ale chyba tak.
Minęły cztery miesiące i jest już koniec
kwietnia.
Przede wszystkim Monika
uświadomiła sobie, jak bardzo kocha swoją córkę, i jak bardzo dziewczynka podtrzymuje ją na duchu.
- Usiądź, nie mam dobrych wieści.
- oznajmił
Na te słowa mamie lekko zakręciło
się w głowie. Odstawiła patelkę na gaz i zajęła miejsce na krześle, koło okna.
Słońce mocno świeciło i wdzierało
się do dużego pomieszczenia.
- Dziś jak byłem w pracy to
zadzwonili do mnie z wydziału.- przerwał na chwilę - Nie chciałem cię martwić.
- wytłumaczył szybko- Pojechałem razem z nimi, ponieważ znaleźli ciało małej
dziewczynki w stawie. - jego oczy zaszkliły się
Chodził z kąta w kąt. Ciągle
pocierał ręce i nie patrzył żonie w oczy. Nie umiał jej tego powiedzieć.
- Ale to nie ona, prawda!- prawie
krzyczała Monika. - Nie ona!
- Kochanie- westchnął i trzymał
jej ręce - Wprowadzili mnie do białego pomieszczenia i tam na stole...tam na
tym stole leżała dziewczynka. Mała, drobniutka. Na początku jej nie poznałem,
ale to prawe ramię....- urwał- Na tym ramieniu było znamię w kształcie
strzałki. To na pewno musi być ona.- podsumował ze smutkiem.
Nadzieja umiera ostatnia....ale
dopóki nie znaleźli jej ciała, to ta nadzieja była. Tliła się gdzieś w jakimś
kącie i dodawała otuchy. Dawała jakąś podstawę do sądzenia, że może za dzień
lub dwa, zapuka do nich człowiek z małą Alfeą i może wszystko się ułoży.
Z chwilą gdy tata to powiedział,
wszystko stało się jasne. Ten mały płomyk zgasł. Zgasł, ponieważ wylano na
niego ogromne wiadro zimnej wody.
Może nadzieja nas okłamuje? Może
daje zbędne aluzje i przypuszczenia? Może wymyślił ją człowiek bo był zbyt
słaby by pogodzić się z rzeczywistością?
Nadzieja odwleka prawdę, ale ta
prawda zawsze boli tak samo. Zawsze zadaje taki sam ból i zawsze gasi ten tlący
się w kącie płomyk nadziei.
- Nie.- szepnęła córka
Wstała i stanęła w progu drzwi.
Bardzo zbladła.
- Moja siostra żyje! Żyje!- krzyczała biegnąc po schodach- Ona żyje! Ja
to wiem!- zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju.
Hej!
Witam po długiej przerwie. Wracam z nową historią i mam
nadzieję, że tym razem doprowadzę ją do końca.
Chcę zaznaczyć, że ta historia to tylko się tak
pesymistycznie zaczyna. Nie będzie to żaden horror czy coś. Mam nadzieję, że
przypadnie wam do gustu.
Tak jak wspomniałam wcześniej wracam pełna sił i mam głęboką
nadzieję, że się nie poddam.
Rozdziały będę dodawać co 7-14 dni. To zależy od mojego
wolnego czasu.
Ten wstęp miałam dodać wcześniej, ale mi komputer nawalił.
Przepraszam za błędy.
Mam taką małą prośbę, jeśli ktoś to czyta to niech
skomentuje i napisze co mu się podoba i co by zmienił. Tak naprawdę to
komentarze to ogromna motywacja. Wie się jakie się robi błędy, czego unikać, a
o czym pisać więcej. To od was zależy jak potoczy się ta historia.
Kończę bo nikomu nie chce się już tego czytać.
Pozdrawiam Digital!
Dzień doberek! Oto wspaniały ja, nowa duszyczka, do czytania bloga. Szczerze mówiąc, rzadko kiedy spotkałem się z połączeniem czegoś tak tajemniczego i naturalnego zarazem. (Brawo ty.) Troszkę mi smutno, że to nie będzie horror, ale przeżyje i jestem ciekawy co z tego wyjdzie. W sumie to chyba by było na tyle, także będę widniał w komciach pod pseudonimem Bernadotte Pip (no chyba, że mi sie zmieni, a na pewno tak będzie, to zobaczymy co czas pokaże), życzę wenucha i innych wspaniałych rzeczy, które są potrzebne, by pisać. Kibicuje ci zajebisty książę^_~. Papa i pozdrowionka Digital.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne! Na początku się troszkę przestraszyłam - wpadać do dziecka z pociętym miśkiem. Wzór do naśladowania. Dość mroczny klimat...nie przepadam za czymś takim, jednak skoro mówisz że ma być weselej...I tak bym czytała :P.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy po prostu nie doczytałam, czy coś opuściłam, czy po prostu źle coś sformułowałaś (chociaż to najmniej prawdopodobne, bo z pewnością sprawdzałaś tekst) ale coś mi się wydawało, że Monika to siostra Alfei, a nie jej matka. Ale nie ważne.
Swoją drogą ciekawe imię - Alfea. Kojarzy mi się z Altheą (?) z książki 'Althea i Oliver'.
No nic, ogółem fajne.
Pozdrawiam i miłego popołudnia!
Alone
No HIku - chan wreszcie się popisałeś
OdpowiedzUsuń