Rozdział VIII(część 2)- Na co mi to było?



Leżała na polanie i powiedziała Annie o telefonie od dziewczyny.
- Ja tam nie pojadę- powiedziała widząc wzrok blondynki.- No co? Jakie wymyślisz kłamstwo na poobijaną twarz- spytała i wstała.
Przyjaciółka siedziała i wzruszyła tylko ramionami.
- Anno ty tam pojedziesz. To nie jest daleko- uśmiechnęła się.
- Alfea czemu ty wszystko komplikujesz?
- Nie komplikuję- odpowiedziała ze spokojem.- Pojedziesz do niej jako moja córka i powiesz, że pracuję...no wiesz mam nocną zmianę czy coś. Będę się z tobą kontaktować i góra za dwa dni do was dołączę.
- Ale....
Nie podobał jej się tok myślenia brunetki. Co ona sobie wyobraża? Jednak powinna jej pomóc. Dla dobra swojego i przyjaciółki.
- A jeśli jej coś się stało- zadała pytanie z serii ,,niepokój".
- Proszę cię- machnęła lekceważąco ręką. - Masz- wyciągnęła rękę i dała jej kluczyki.- Weźmiesz mój samochód. Adres znasz. Anno liczę na ciebie.
Mimowolnie się uśmiechnęła i pomachała do niej.
Została na polanie i zaczęła gorzko płakać. To wszystko jest dla niej dziwne...niezrozumiałe. Dlaczego akurat ją to spotkało? Czemu los jej nie oszczędził? Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Najgorsze było ostatnie. Stało ono pod wielkim znakiem zapytania. Chciała być teraz małym dzieckiem. Schować się w ciepłe ramiona mamy, albo bezpieczne ramiona ojca. Chciała wtulić się w te ramiona, których nie znała, których nie pamiętała. Jej dzieciństwo było istnym koszmarem jak i całe życie. Wszystko teraz zależało od tego jednego zlecenia. Chciała żyć normalnie...jak wszyscy, mieć zwykłe życie, martwić się czy starczy na chleb, nie lubić swojego szefa i narzekać na niego. Westchnęła i zamknęła oczy. Chciałaby zacząć wszystko od nowa. Otrzymać jeszcze jedną szansę.
Jedną, jedyną szansę.

Anna jadąc zastanawiała się po co Marina do nich zadzwoniła? Może on już wie? Nie! To nie miałoby sensu! Nie wie dlaczego jej posłuchała. Wbrew pozorom czuła się przy niej bezpiecznie...jakby Alfea była jej starszą siostrą.
Mijała zabłocone ulice i rozwalające się domy. Zaczął padać deszcz. Samochód koleżanki przypominał raczej gruchota niż piękne sportowe auto. Skręciła w lewo i zobaczyła piękny dom....i rozbitą szybę. Coś jej tu nie pasowało.
Zamknęła samochód, a kluczyki włożyła do kieszeni. Nie była na tyle głupia, aby pukać. Weszła przez rozbite okno i usłyszała krzyki. Ostrożnie, cicho szła w kierunku źródła dźwięku.
Zobaczyła rozwalone drzwi. Weszła do pokoju, a tam kolejne również popsute ,,wrota". W wannie leżała dziewczyna i rozpaczliwie krzyczała. Nad nią stał mężczyzna. Powoli zaczął przesuwać po jej szyi ostrym kawałkiem szkła. Szybko zaszła go od tyłu, złapała jego rękę tak, iż ten sam ostry kawałek dotykał teraz jego twarzy.
- Jeden ruch a pożałujesz- powiedziała i wzięła głęboki oddech.- Masz- rzuciła mu kluczyki, które wypadły na korytarz. Bierz samochód i wynoś się stąd!
Pijany i przerażony chłopak posłuchał jej i w bardzo szybkim tempie zbiegł na dół.
Anna pochyliła się nad dziewczyną, trzymając sztywno jej kark.
- Dzwonić na pogotowie- spytała zmartwiona.  
- Nie- odpowiedziała z trudem. - Na górze w tej szafce- wskazała ręką - jest apteczka.
Po piętnastu minutach Marina leżała na łóżku w swoim pokoju. Obok niej stała Anna i trzymała w ręku gorącą herbatę.
-  Czujesz się lepiej- spytała.- Moim zdaniem powinien obejrzeć to lekarz.
- Bez przesady- odpowiedziała.- To tylko draśnięcie. Wiesz która godzina?
- 4:30. Chcesz coś do jedzenia?
- Nie. Chcę spać. Możesz zostawić tu herbatę- spytała i zamknęła oczy.- Jak masz na imię.
- Anna. Jestem córką Alfei.
Ta wiadomość uspokoiła ją.  Nie znała jej...ale ona przynajmniej nie próbowała jej zabić.
- Marina- odpowiedziała.- Dobranoc.
Zamknęła lekko drzwi i wyszła na korytarz. Bardzo denerwowało ją ta wybita szyba. Może powinna zadzwonić do Alfei?
Nie.
O tej porze pewnie śpi...albo nad czymś zawzięcie myśli. Nie chciała jej martwić. Musi zaopiekować się dziewczyną. To jej obowiązek. W głowie szukała jakiś wiadomości o nastolatce. Po pierwsze nie wie gdzie jej mama, a po drugie została sama z jakimś psychopatą. Współczuła jej i z całego serca chciała  pomóc. Wiedziała, iż to nie będzie łatwe. Jak można zbudować szczerą relację na kłamstwie? Nie da się. To nie możliwe. Jednak musi zachować pozory.
Zeszła na dół i zrobiła kawę. Swój wzrok utkwiła w popsutym oknie. Chciała zasnąć, ale świadomość, że ktoś może tu wejść nieproszony bardzo ją denerwowała. Postanowiła poczekać.
Poczuła coś mokrego na swojej stopie.
Cholera! Usnęła!
Szybko wytarła podłogę i pobiegła do pokoju dziewczyny. Spała spokojnie. Całe szczęście. Obeszła cały dom i całe podwórko. Dopiero kiedy upewniła się, iż nikogo tutaj nie było spojrzała na zegarek. 9:58. Okej...trochę późno. Wykonała pomiary i  wyszukała w Internecie jakieś ogłoszenie o zmianie okien i drzwi. Bez zastanowienia wybrała numer i zadzwoniła.
Zaproponowała podwojenie sumy  jeśli zamówienie dotrze do godziny 14. Zadowolona poszła na górę i posprzątała łazienkę.
Dom bardzo jej się podobał. Nie przypominał jej rodzinnego. Tamten był położony na skraju lasu, ozdobiony dużą ilością okien. Był mały. Miał tylko dwa pokoje, kuchnię, łazienkę i korytarz. Zamknęła oczy. W pamięci odszukała piękne wspomnienie. Mama, która była już starsza zmywała naczynia. Obok niej stała dziewczynka. Mała może z pięć lat. Uśmiechała się i nie mogła się doczekać kiedy mama skończy swoją pracę. Chciała wreszcie pójść na spacer! Jej mama bardzo się o nią troszczyła. Pamięta jak mówiła Annie, że jest dla niej wszystkim. Pani Diana długo nie mogła mieć dzieci. Była takim typem kobiety, która wszystkich potrafiła wysłuchać, wszystkim chciała pomóc. Mając dwadzieścia lat wyszła za mąż i zbudowała razem ze swoim ukochanym dom. Jednak szybko się okazało, że do szczęścia brakuje im tylko dziecka. Mimo wielu lat badań oraz leczeń ich rodzina nie powiększyła się. Diana chciała zaadoptować dziecko, lecz te wszystkie formalności przerosły ją. Mając już czterdzieści jeden lat dowiedziała się, że zostanie matką. Jej radość nie miała końca. Wyremontowała pokój gościnny na śliczny, przytulny pokoik dla dziecka. Oglądała różne czasopisma, gazety, często chodziła do lekarzy, a oni ją dołowali. Mówili, iż dziecko urodzi się chore, słabe, nie będzie zdolne do życia. Jednak ona się uparła, że nie usunie go. Urodziła w szóstym miesiącu, małą, chudą i słabą dziewczynkę. Imię Marcelina (tak chciała jej dać na imię), wydawało się za długie do takiej  kruszynki. Nazwała ją Anna. Często opowiadała córce jaka była szczęśliwa, kiedy w pewne niedzielne popołudnie siedzieli razem we trójkę i pili lemoniadę. Z uśmiechem trzymała męża za rękę i obserwowała pierwsze kroki malucha.
Później było już tylko gorzej. Jej mąż zginął w wypadku samochodowym. To ją dobiło. Kiedy w miarę się pozbierała jej sześcioletnia córka zaginęła.
Anna z daleka codziennie obserwowała swoją mamę. Było jej żal, że nie mogła do niej podejść, przytulić jej, powiedzieć, że żyje. Pewnego dnia kiedy chciała ją zobaczyć ona nie wyszła, nie sprzątała w domu, nie pieliła w ogródku. Po prostu umarła.
Czasem przeklinała to, że wszystko pamięta. Alfea nie miała takiego problemu...ale czasem się cieszyła. Wiedziała, że miała super dzieciństwo i kochającą rodzinę. To sprawiało, iż złość w stosunku do Uciekiniera potęgowała.
 Umyła ręce,  weszła do pokoju Mariny i uśmiechnęła się.  Dziewczyna już nie spała.
- Jak się czujesz- spytała i usiadła na krześle.
- Boli mnie szyja- stwierdziła.
- To zrozumiałe- przytaknęła.- Ale spytam jeszcze raz: czy na pewno nie chcesz jechać do lekarza?
- Nie- odpowiedziała ze spokojem.- Możesz mi zrobić herbatę- spytała i przykryła się szczelnie kołdrą.
- Nie ma sprawy- odpowiedziała z uśmiechem.

Wieczorem próbowała dodzwonić się do Alfei. Jednak nic z tego. Kobieta nie odbierała. Stwierdziła, że powinna dowiedzieć się czegoś o dziewczynie. Czuła się już lepiej, nawet zjadła parę ciastek czekoladowych.
Spojrzała przez okno. Teraz lepiej to wygląda. Zamknęła drzwi na klucz i poszła do kuchni. Nie znała Mariny długo, ale myśl, która pozostawała z tyłu jej głowy nie dawała jej spokoju. Miała nadzieję, że Alfea coś wymyśli. Położyła na tacy dwie bułki maślane, truskawki i dwie szklanki ciepłego mleka. Z całym prowiantem poszła  na górę do pokoju.
- Otworzę okno- powiedziała otwierając drzwi.- Straszny tu zaduch. Przyniosłam kolację- oznajmiła i uśmiechnęła się.
- Dziękuję- odpowiedziała.
- Jak się czujesz?
- Po raz kolejny mnie o to pytasz- roześmiała się. - Dobrze. Zjesz ze mną?
- Nie ma sprawy- ponownie  się uśmiechnęła.- Smacznego życzę.
- Nawzajem.
 Anna napiła się mleka. Chciała aby to wszystko jak najszybciej się skończyło.
- Możemy porozmawiać- spytała i otworzyła okno.



Witam po długiej przerwie.
Za powtórzenia bądź błędy przepraszam!
Teraz będziecie trochę poznawać bohaterów bo chyba mało o nich wiecie.
Pozdrawiam i spóźnionych miłych wakacji życzę!
Digital!

Komentarze

  1. Świetny rozdział.
    Czekam na next.
    A przy okazji zapraszam
    na rozdział.

    Pozdrawiam
    Miss Blueberry

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem i ja!
    Rozdział świetny ;)
    Co za koleś z tego kogoś!
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty