Rozdział VI- Kłopot...a może liczba mnoga?
Wreszcie i nareszcie. Małe wyjaśnienia. Trochę poplątałam bo stwierdziłam, że historię o Alfei będę prowadzić dalej.
Kiedy tylko odebrała telefon,
pożałowała tego. Przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i chrząknęła.
- O! Marina- chciała by brzmiała
na zadowoloną i zaskoczoną. - Co tam u ciebie?
Popatrzyła na kubek pełnej kawy.
Dałaby wiele, żeby teraz siedzieć w swoim pokoju i pić ten czarny napój.
Niestety musiała gadać z tą małolatą. Wiedziała, że musi ją okłamać. No bo co
jej powie? No właśnie...to nie wchodziło w grę. Zawsze chciała zostać aktorką,
a przy oszukiwaniu ludzi ta wiedza bardzo się przydaje.
- Dlaczego mnie zostawiłaś-
zadała pytanie dziewczyna.
Wiedziała, iż o to spyta. Była
tego bardziej pewna niż tego, że się urodziła. Momentalnie fałszywy,
przepraszający uśmiech pojawił się na ich ustach.
- Przepraszam, przepraszam! Wiem,
że nie uwierzysz w to co mówię, ale....- udała, że się przejmuje- dostałam
telefon, od mojej mamy. Moja córka źle się poczuła.
Wzięła oddech i powiedziała:
- Rozumiem, że powinnam do ciebie
przyjechać, ale moja córka to moje oczko w głowie. Jest dla mnie wszystkim i
wiem, iż ją rozpieszczam, lecz ją kocham.
Po milczeniu dziewczyny
wiedziała, że ją przekonała.
- A co tam u ciebie, Marino?
Cisza. Nic. Same szmery i
stłumione głosy. Po około dwóch minutach odezwała się zachrypniętym, zapłakanym
głosem:
- Do-dobrze, że się o nią
troszczysz- przetarła zapłakane oczy.- Jak będę potrzebować pomocy to
zadzwonię- powiedziała i rozłączyła się.
Uśmiechnięta odłożyła telefon na
blacie i zaczęła pić kawę.
- Jestem mistrzynią- stwierdziła.
- Niewątpliwie.
Przestraszyła się. Znała ten
głos. Znała go doskonale. Jej oddech przyśpieszył. Poczuła ból na lewej nodze.
Dopiero teraz zorientowała się, że wylała kawę.
Jednak był ktoś, kogo Alfea się
bała.....i to potwornie.
*
- Anno! Nie rozumiesz- krzyknęła
i kopnęła w ziemię.
Blondynka spojrzała na nią. Poprawiła
swoje za duże, czarne okulary i podeszła do brunetki.
- Musisz w siebie uwierzyć. To
wszystko, przecież sama dawałaś mi rady- przytuliła ją.
Szybko wyrwała się z uścisku,
spojrzała na nią i powiedziała:
- Musimy odnaleźć Marinę, a ty
będziesz grać moją córkę. Co ty na to, Anno- spytała a na jej twarzy pojawiła
się najgorsza odsłona uśmiechu.
Anna westchnęła tylko i usiadła
na trawie. Popatrzyła chwilę przed siebie po czym spytała.
- Naprawdę cię lubię, ale Alfea
chyba trochę przesadzasz. Jak chcesz ją znaleźć?
Kobieta nie przejmowała się tym.
Prychnęła tylko.
Po co ona myśli do przodu? Po co
myśleć o skutkach? To takie staromodne, niepotrzebne. Czy ona robi to
specjalnie? Czy chce znowu zasiać w niej te cholerne obawy? Nie lubi tego w
Annie. Zawsze psuje jej plany. Kiedy już
myśli, że wszystko jest idealne przychodzi ta chuda blondynka (taka dobra
imitacja wieszaka na ubrania) i pyta o skutki. To ją najbardziej przeraża. Nie
skutki...lecz pytania blondynki.
- Po telefonie. Ta dziewucha
trochę nie myśli. To jeszcze dziecko- stwierdziła szybko i zrobiła kilka kroków
do przodu.
Czemu rozmowy z nią zamiast
pomagać wszystko psują? Nie powinno być inaczej? Czemu świat nie może być taki
jaki jest w tych telewizyjnych serialach? Dobra nie przeżyła by tego.
Nienawidzi tych durnych telenoweli. Gdyby świat taki był popełniłaby
samobójstwo.
- Dobrze- powiedziała cicho.- Od
dziś jestem twoją córką.
Wiedziała, że się zgodzi. Anna
była bardzo uległą osobą. Czasem wystarczyło tylko jedno słowo by ją do czegoś
przekonać. Jeśli wszystko dobrze pójdzie niedługo będzie wolna i może uwolni
nawet Annę?
- Anno, dziękuję- uśmiechnęła
się.
- Tylko ile mam mieć lat- spytała
patrząc przed siebie.
- Tyle co nasza mała bohaterka.
Widać było, że humor od razu jej
się polepszył. Poklepała młodszą koleżankę po ramieniu i uśmiechnęła się
szeroko.
- Tylko muszę ci kupić jakieś
nowe ciuchy w tych wyglądasz strasznie- powiedziała a na jej ustach znowu pojawiła się
jej najgorsza odsłona
uśmiechu.
Siedziała pod lasem obok drogi i
o dziwo o niczym nie myślała. Stwierdziła, że jej mózg jest zbyt przeciążony.
Nikt nie lubi problemów. Każdy przed nimi ucieka, a Marina była w tym mistrzem.
Zarówno w pakowaniu się w kłopoty jak i w ucieczce przed nimi. Jednak zawsze
mogła na kogoś liczyć. A teraz?
- Miri.
Rozpoznała ten głos. To był
Richard. Spojrzał na nią i stanął naprzeciwko niej.
- Wsiadasz- spytał wyciągając
dłoń.- Zapraszam cię na śniadanie.
Popatrzyła na niego i wstała.
Przetarła zapłakane oczy i powiedziała:
- Dziękuję za zaproszenie.
Chętnie skorzystam.
Długo nic nie mówiła. Patrzyła
tępo za szybę i dziwiła się sama sobie. Czuła się pusta. Ale nie jak plastik. Śmierdzący i pusty, który od
samego początku był zrobiony z niczego. Czuła się jak pusty porcelanowy
dzbanek, który został pozbawiony pięknych zdobień. Kiedyś każdy go podziwiał i
uśmiechał się, lecz kiedy wzory się starły osiadł w szczelinie zapomnienia. Ona
też kiedyś miała jakieś zasady...ale wszystko zmieniło się w przeciągu
dnia....no może dwóch. Wydawało jej się, że w środku nie ma nic,. Jest tylko
pustka. Przerażająca i okropna. Z każdą chwilą coraz gorsza i coraz bardziej intensywna. Nie miała ochoty na nic. Podjęła decyzje.
Mimo tego, że ciągle powtarza: ,,nigdy się nie cofaj", chyba tego nie
zrobi. Z jednej strony chce znaleźć mamę i wieść normalne życie, ale z drugiej
nie chce przez wszystko przechodzić.
Zatrzymali się na stacji paliw.
Richard poprosił, aby na niego zaczekała, a on kupi coś do jedzenia. Nawet nie
przytaknęła. Chciała żeby to wszystko się skończyło.
- Były tylko kanapki z sałatą-
powiedział i odpalił samochód. - Nie kupiłem żadnych. Wiesz jestem uczulony na
sałatę.
- Dobrze- wzięła oddech.- Czy
mógłbyś mnie gdzieś zawieźć- spytała patrząc w jego oczy.
- Jasne tylko podaj adres.
Po chwili słuchała muzyki i
próbowała usnąć. Wiedziała, że do domu jest daleko. Chce odpocząć.
- To tutaj- spytał parkując przed
dużym domem.
Rozejrzała się. Szybko odpięła
pas i wybiegła z auta. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Dom! To był jej dom.
Otworzyła drzwi. Wiedziała, że ich nie zamykała. Ruchem ręki zaprosiła chłopaka
żeby wszedł do środka i zaczęła robić herbatę.
Za błędy bądź powtórzenia bardzo przepraszam.
Pozdrawiam Digital!
Komentarze
Prześlij komentarz