Rozdział I- Marchewkowe przekleństwo.
Ciasto marchewkowe. Najbardziej znienawidzona forma ciasta
jaką mogła sobie kiedykolwiek wyobrazić. Pech chciał, że teraz to ciasto jej
mama piekła najczęściej. Wiedziała, iż kobiety w ciąży mają swoje zachcianki.
Zsiadłe mleko, tony śledzi bądź ogórków kiszonych, ale żeby ciasto
marchewkowe?! W całym domu roznosił się tylko jego zapach!
Odsunęła brytfannę owego specyfiku i otworzyła lodówkę
ziewając przy tym przeciągle. Jak zawsze stała przed tym samym dylematem. Co
zjeść na śniadanie?
Nie ważne ile rzeczy byłoby w lodówce, zawsze, ale to zawsze
jej coś nie pasowało.
Zniechęcona zrobiła sobie kawę licząc, że do obiadu starczy
jej to w zupełności. W sumie była już 12.
Twierdziła, że wakacje są od tego, żeby nic nie robić. Tylko
leżeć i pachnieć. Zadzwonił telefon. Zaspana i zdenerwowana poszła do pokoju.
Z całego serca nienawidziła gdy ktoś zmuszał ją do myślenia
zaraz po przebudzeniu. Zachowywała się czasem jak te małe dzieci, które jak
tylko się przebudzą są wielce obrażone i nikt nie może nawet na nie spojrzeć.
- Halo- powiedziała do słuchawki telefonu. – Tato no-
przewróciła teatralnie oczyma. Dobrze, że on tego nie widzi. Inaczej zacząłby
jakieś kilkugodzinne kazanie o tym jak ona się zachowuje i że dzisiejsza
młodzież nie ma szacunku do starszych. Zawsze tak mówi, gdy coś mu się tylko
nie podoba. – Dobrze. Pa, pa.
Szczęśliwa odłożyła telefon a raczej rzuciła go na łóżko. Już
myślała, że ta rozmowa nigdy się nie skończy. Ciągle tylko ,,pamiętaj, nie
zapomnij, rozumiesz”. Czy on ją ma za siedmioletnie dziecko?! Czasem mogła
zdenerwować się z byle powodu, wystarczyła tylko pretekst. Nie chciała się
kłócić. Pewnie mama by się wkurzyła, a w jej stanie to dość niebezpieczne. Z
drugiej strony, odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży zachowuje się nieco
inaczej….gwiazdorzy. Nic jej nigdy nie pasuje, do wszystkiego się czepia, a gdy
jej argumentacja nie wystarcza by przekonać kogoś do swojego zdania, mówi że
jest w błogosławionym stanie i nie można jej denerwować.
- Było sobie tę ciążę dziesięć lat temu zaplanować- burknęła
pod nosem.
Jak była mała zawsze chciała mieć rodzeństwo. To zrozumiałe.
Chciała mieć z kim się pobawić, pogadać, a czasem nawet pokłócić. Ale nie!
Teraz gdy jej mama ma czterdzieści pięć lat zachciało jej się dziecka. Nawet
garderobę przerobili na pokój dla malucha. Czy to nie przesada? Czy takie małe
dzieci nie powinny na początku spać z rodzicami? Ten cały szum wokół jej
nienarodzonego brata denerwował ją.
Otworzyła szafę i zaczęła szukać ubrań. Musi iść do sklepu
bo szanowny tatulek pomyślał, że mamie będzie miło gdyby ona ugotowała obiad.
Co za idiotyczny pomysł- pomyślała. Jeszcze powiedział, żeby zrobiła marchewkę
z groszkiem. Czy oni powariowali?! Czy teraz do urodzenia się dziecka będą jeść
tylko marchewki?! Absurd…
Po niecałej godzinie weszła do domu obładowana wieloma
rzeczami, z których połowa nie była potrzebna do zrobienia obiadu. Kupiła dużo
owoców i przerażającą liczbę gorzkiej czekolady oraz krówek. Zaniosła to do
swojego pokoju a w kuchni zostawiła kotlety, kartofle i znienawidzoną
marchewkę. Oczywiście wszystko było już
gotowe (oprócz ziemniaków) i wystarczy to tylko podgrzać. Chyba musieliby być pijani sądząc, że ona sama
to zrobi. Gotowanie czy pieczenie nie było jej bajką. Wolała jeść fast-foody i
słuchać gadania matki jak to się źle odżywia.
Prawda jest taka, iż dla niej taki hamburger jest o wiele
lepszy od tych marchewkowych dziwactw! Idziesz, zamawiasz, dajesz pieniądze i masz
jedzenie. A nie, trzeba stać przed tymi garami i gotować jakieś ,,zdrowe” zupki
z toną tłustej śmietany. Kto tak okłamał ludzi? Kiedy im wmówili, że to zdrowe?
Ludzie czasem ją śmieszą wierzą we
wszystko co im powiedzą, a to często nie ma sensu!
Postawiła kartofle na gazie. Specjalnie ich nie osoliła. Nie
chciała by więcej kazali jej gotować. Po za tym sól zatrzymuje wodę w
organizmie, a oni chcą się odżywiać zdrowo, prawda? To niech nie marudzą i
jedzą. A jak im nie pasuje to niech sobie posolą. Tylko niech później nie
narzekają, że im się woda w organizmie zatrzymuje. Chcieli sól to mają!
Usiadła na krześle z uśmiechem odpakowując czekoladę. To jej
ulubiony smakołyk. Jadła ją odkąd pamięta i będzie nadal to robić. Cieszyła
się, że ma dobrą przemianę materii. Wiele osób gdyby jadło chociaż połowę tego
co ona mogłoby liczyć na otyłość i nic więcej, podczas gdy ona mogła jeść co
chce i wyglądała jakby całe życie spędziła na siłowni. Rzecz jasna, że
nienawidziła ćwiczyć. Miała gdzieś to, iż za parę lat może mieć poważne
problemy ze zdrowiem. Może, ale nie musi. Ponadto komu frajdę sprawia bieganie
lub robienie przysiadów? Po tym boli tylko całe ciało, jest się bardzo
zmęczonym i nie ma się na nic siły. Po co ludzie dążą za czymś czego i tak nie
osiągną? Normalnie idioci.
Miała nadzieję, że mama poczeka dziś na tatę i wrócą
później. Nie chciała z nimi spędzać za dużo czasu. Dopiero wrócili z wakacji. W
tym roku pojechali do Chorwacji. Co roku gdzieś jeżdżą a ją to tylko denerwuje.
Ma cichą nadzieję, iż jak urodzi się dziecko nie będą jej tak pilnować. Ma już
17 lat a oni obchodzą się z nią jak z jajkiem. Uważała, że są przewrażliwieni.
Nie chcieli jej pozwolić na wyjazd ze znajomymi nad morze. No bo po co?! Lepiej
jechać z nimi i robić zdjęcia do cudownego albumu! Jej rodzice chcieli stworzyć
słodką rodzinkę. Ale za dużo w tym wszystkim cukru. Nawet jej słodycze mają go
mniej. Rodzice akceptują tylko to co uważają za stosowne. Żadne inne opcje nie
są doceniane. Przez kilka dni uświadamiali jej jaki to ten wyjazd ze znajomymi
jest zły i ile będzie przez to nieszczęścia.
Zdenerwowana tymi myślami zjadła naraz całą czekoladę i
wypiła szklankę herbaty.
- Gabi- rozległ się po całym domu ciepły głos mamy.
- Tu jestem- powiedziała z pełną buzią.
Szlag! Zawsze kiedy chce żeby przyjechali później to akurat
są wcześniej! Przypadek? Nie sądzę.
- O obiad- udała zaskoczenie widząc gotujące się kartofle,
oraz gotowe już kotlety.
Gabrysia doskonale wiedziała, że to mama kazała powiedzieć
tacie, żeby ona ugotowała obiad. Po co ta cała szopka? Czy jak ona będzie
kiedyś matką też będzie się tak zachowywać? Poważnie…?
- Ja nie będę jeść- oznajmiła córka szybko- Nie przepadam za
marchewką- dodała w obawie przed niszczycielskimi pytaniami mamy.
One zawsze rozbijały system. Zadawała pytania jak torpeda.
Jedno za drugim. Nie zdążysz się zastanowić jak odpowiedzieć na pierwsze, a już
bombarduje cię drugim. Najgorsze jest to, że w odpowiedziach na poszczególne
pytania sam się pogrążasz, niezależnie od tego co powiesz.
Kobieta westchnęła tylko a na jej twarzy pojawił się smutek.
- To co będziesz w takim razie jeść- spytała rodzicielka
stawiając na stole swoją torbę.
Była ubrana w białą sukienkę w niebieskie kwiaty, która
opinała się na jej zaokrąglonym brzuchu. Włosy koloru blond spadały bezwładnie
na ramiona, dodając kobiecie wdzięku.
- Może pójdę gdzieś z Oskarem- wypaliła, odpakowując paczkę
krówek.
- Z Oskarem- spytała ponownie. Widać, że nie spodobał jej
się ten pomysł.
- Tak. Czemu się zawsze niego czepiasz- spojrzała na nią.
Jej chłopak nie był typem chuligana czy kogoś w tym stylu,
ale jej rodzice ewidentnie go nie akceptowali. Nie rozumiała dlaczego. Był
zawsze miły i uprzejmy. Nawet na urodziny jej mamy kupił bukiet kwiatów. Czego
oni oczekiwali?! Że przyjedzie w lśniącej zbroi na koniu i codziennie będzie
prosił ich łaskawie o to by mógł z nią gdzieś wyjść?
- Nie czepiam się- odpowiedziała mama i włożyła cukierka do
buzi.- Nie kłóćmy już się, OK?
Udała, że się dąsa poczym przytuliła mamę.
- OK- powiedziała i dodała- to ja zaraz sobie pójdę z
Oskarem- i nie czekając na odpowiedź rodzica wyszła z kuchni.
Pogoda była piękna. Świeciło słońce, a na niebie nie
wylegiwała się żadna chmurka. Szczerze to wolała gdyby padało. Nie musiałaby
wychodzić i cały dzień spędziłaby w domu przed laptopem.
Oczywiście jej ,,zaraz” to minimum jakieś dwie godziny.
Najpierw musiała obejrzeć kilka odcinków swojego ulubionego serialu i przy
okazji nażreć się (bo inaczej tego nazwać nie można) słodkich krówek.
Pochłaniała paczkę, za paczką nie przejmując się kaloriami. Około 17
stwierdziła, że mogłaby gdzieś wyjść razem z chłopakiem. Ściągnęła go chyba
myślami bo zanim napisała smsa ktoś zapukał do drzwi. Błyskawicznie podniosła
się z łóżka i pobiegła w stronę źródła dźwięku. Nie chciała by mama otworzyła
pierwsza drzwi. Zaraz zadałaby mu tonę pytań i nie wyszliby stąd do północy.
- Hej- przywitała go uśmiechem widząc jego czarną, bujną
czuprynę.- Zaskoczyłeś mnie- powiedziała i nie czekając na odpowiedź zaprosiła
go ruchem ręki do środka.
- Pójdziemy na spacer- spytała.- Rodzice są w domu- dodała
szybko. – Pójdę po telefon.
- Poczekam przed drzwiami- odpowiedział.
Lubił ją taką. Roześmianą i rozgadaną. Czasem nie można było
nic powiedzieć, bo ona bez przerwy coś opowiadała, o coś pytała.
W głowie układał trasę, którą mogliby dziś pójść. W pobliżu
rósł tu piękny las, który oddzielał jedną wieś od drugiej.
- Nie przywitałam się z tobą- przytuliła go i pocałowała. –
Dziś jakoś nie mam na nic siły. No i wszędzie są te marchewki!
Zaczął się śmiać i złapał ją za rękę.
- Ty przeklęta gaduło. Chodź już na spacer bo cię nogi
zaczną boleć od tego gadania.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zaczęła śmiać.
Na drodze nie było nikogo. Tak to jest, że teraz w tych
czasach każdy siedzi w swoim domu wpatrzony w telewizor jak w jakieś bóstwo. To
była mała wieś otoczona lasem gdzie cicho śpiewały ptaki, a szum lasu każdego usypiał.
Hej! :) :P
Dziękuję za komentarze!
Tak oto prezentuje się rozdział I, wiem trochę nudny, ale od zawsze miałam problemy z pisaniem pierwszych rozdziałów.
Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania :)
Digital
Hejka!
OdpowiedzUsuńWrócę jutro :)
Hejka!
UsuńRozdział super!
No no no... Ktoś tu nie lubi marchewek 😂
Znalazłam u ciebie to "osoliła" nie powinno być przypadkiem posoliła? Nie żebym się czepiała, bo sama robię błędy...
Cudowny!
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
Buziaki
Miss Blueberry
A no racja 😂😂😂 powinno być posoliła xdd 😂 dzięki za poprawkę 😉
UsuńWypadniesz do mnie na rozdział?
UsuńBuziaki
Miss Blueberry
Hej główna bohaterka nie lubi marchewek. Jej rodzice udają taką niby poukładaną rodzinkę w dodatku będą mieli kolejne dziecko, a Gabi to nie za bardzo pasuje. Zgodzę się z Gabrysią dziecko powinno na początku spać z rodzicami, a nie w garderobie.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńWszędzie te marchewki 😂
OdpowiedzUsuńKurdę też bym tak chciała żreć te słodycze i nie przytyć xddd
Czekam na next <3
Zapraszałaś mnie do siebie, więc jestem. Gabi sprawia wrażenie dość rozpieszczonej i leniwej nastolatki. Być może taka już jest, a może to tylko reakcja na to, że w domu niedługo pojawi się jej brat.
OdpowiedzUsuńCzyta się dobrze, masz lekki, przyjemny styl i takich typowo ludzkich bohaterów , nie ideałów, co mi się podoba.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu:)
W sumie mało czytam. Ale takie coś to odbicie rzeczywistości tak jakbym taką osobę już znał ha ha. Fajny rozdział czekam na następne i powodzenia!
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące
OdpowiedzUsuńO kurde perełka ;)
OdpowiedzUsuń