OS I MIEJSCE- AUTOR BEUIL

    Zamiatał właśnie podłogę gdy weszła. Wszyscy w wiosce uważali ją za wiedźmę, ba - nawet w mieście była nią nazywana. Na początku mówiono, że to wieśniackie zabobony, gdy jednak pojawiła się na balu rozwiała wszelkie wątpliwości, a gdy straże chciały ją wyprowadzić jednym ruchem ręki wszystkich obezwładniła, a następnie wyszła mówiąc, że i tak się nudziła. On jednak jeszcze nigdy jej nie widział, dopiero teraz.
Miała długą czarną suknię i równie ciemne włosy. Jej twarz była poważna i spokojna, ale nie wyglądała na czarownicę. Minęła go i bez słowa podeszła do lady. Nacisnęła dzwonek, ale pan Sanders nie przychodził. Zapewne wciąż siedział w wychodku. Jego żona uwielbiała eksperymentować w kuchni i jej ostatnie dzieło nie należało do najlepszych. Dobrze że on sam zjadł tylko kęs, bo zapewne podzieliłby jego los. Nie wiedząc czy robi słusznie podszedł do kobiety i zapytał niepewnie:
- W czym mogę pomóc?
Spojrzała na niego z góry po czym głośno westchnęła. Machnęła ręką a z półek przyleciało kilka przedmiotów i wylądowało w jej malutkiej torbie, następnie wyciągnęła z sakiewki kilka monet, które położyła mu na dłoni.
- Reszty nie trzeba - mruknęła po czym wyszła. Nie znał dokładnych cen tego co kupiła, ale wiedział tyle, że na pewno dała za dużo. Włożył pieniądze do szuflady za ladą i wrócił do sprzątania.

Nie wiedział już dokąd uciekać. Cała wioska płonęła, nikt nie spodziewał się ataku zbójników. Ta okolica nie należała do najbogatszych, ale coś ciekawego na pewno znajdą. Stare rodzinne pamiątki, biżuteria czy porcelana. Najgorsze było to, że nie poprzestawali na rabunku. Gwałcili kobiety, a resztę mordowali. Na polecenie pana Sandersa wybiegł tylnymi drzwiami, wydawało mu się, że nie został zauważony, ale jednak się mylił. Już od kilku, albo nawet kilkunastu minut goniło go czterech. Był przerażony, już dawno stracił siły, ale ze strachu biegł dalej. Dopóki nie wylądował w ślepym zaułku. Znał wioskę jak własną kieszeń, dlaczego więc skończył w takim miejscu? Czy przez to wszystko nie myślał racjonalnie? To bardzo możliwe. Odwrócił się w ich stronę. Przez czarne maski zasłaniające im twarze nie widział wyrazu ich twarzy, ale podejrzewał że świetnie się bawią mając przed sobą tak przerażonego chłopaka. Wyciągnęli noże i zaczęli iść w jego kierunku. Cofnął się kilka kroków, ale zaraz jego plecy trafiły na ścianę. To koniec. Zamknął oczy i zaczął się cicho modlić. Wiedział, że Bóg go nie uratuje, ale miał chociaż nadzieję, że jego cierpienie będzie krótkie. Po policzkach spływały mu łzy, nie chciał umierać. Był jeszcze dzieckiem, tyle życia przed nim. Chciał zobaczyć jeszcze tyle miejsc, zrobić tyle rzeczy.
- Taki duży chłopak a ryczy jak dziewczynka. - Zaśmiał się jeden z mężczyzn. Jednak co on mógł zrobić w takiej sytuacji? Był chłopcem, zwykłym dwunastolatkiem, który nie miał w ręku nawet wideł, a co mówić o normalnej broni. Nikt nie uczył go walki, nie miał na to pieniędzy. Nie miał się więc jak bronić. Bał się otworzyć oczy, ale wiedział że są już tuż obok niego. Czuł ich obecność, słyszał głośne oddechy.
- Zwykły siusiumajtek, załatwcie go i idziemy stąd.
Poczuł ukłucie i silny ból w brzuchu. Jego serce zaczęło bić szybciej wystraszone. Czyli tak miał skończyć? Nigdy nie sądził że czeka go piękna śmierć, ale miał chociaż nadzieję, że dożyje spokojnej starości. Widać nie było mu to pisane. Upadł na kolana. Wyciągnął ostrze z brzucha i zasłonił dłońmi ranę. Patrzył jak czerwony płyn przeciska mu się przez palce. Tak dawno nie widział krwi, że jej widok nieco go wystraszył. Bandyci odwrócili się by odejść, ale ktoś zastąpił im drogę. Mimo że widział ją tylko raz i to aż trzy lata temu doskonale wiedział, że to ona.
- Ciebie chyba jeszcze dzisiaj nie przeleciałem. - Zaczął jeden z nich nie zdając sobie sprawy kim ona jest, czarownica natomiast najwidoczniej była tą sytuacją bardzo rozbawiona, bo grała w tę ich gierkę.
- A chciałbyś? - Zapytała z zadziornym uśmieszkiem. Natychmiast rozległy się śmiechy mężczyzn.
- Taka chętna jesteś?
Droczyli się tak jeszcze chwilę, jednak wiedźma w końcu zaczęła się widocznie nudzić. Wyraz jej twarzy i ton głosu zmieniły się. Zbójnicy musieli wyczuć, że atmosfera zrobiła się cięższa, bo również przestali się uśmiechać i wyciągnęli sztylety. Kobieta udała że ziewa, następnie szepnęła jakieś zaklęcie i wyciągnęła rękę w stronę bandytów a oni odlecieli do tyłu. Wypowiedziała kolejne słowa, po czym uniosła dłoń do góry przez co mężczyźni zaczęli unosić się delikatnie nad ziemią. Ostatnie, któremu towarzyszyło zaciśnięcie pięści spowodowało, że zaczęło brakować im tchu. Gdy padł ostatni wiedźma jak gdyby nigdy nic odwróciła się i chciała odejść, jednak chłopak zawołał za nią.
- Zaczekaj czarownico!
Odwróciła się do niego z grymasem na twarzy.
- Weridiana - burknęła z przekąsem. Znów chciała się odwrócić, ale ponownie jej przeszkodził.
- Proszę, pomóż mi.
Przewróciła oczami i podeszła do niego. Przyjrzała się ranie, po czym wyciągnęła coś ze swojej magicznej torby. Mały słoiczek z niemiłosiernie śmierdzącą maścią. Zioła i zgnilizna. Wstrzymał powietrze gdy wsmarowała mu to w brzuch. Następnie wyjęła z torebki bandaż. Gdy skończyła go opatrywać nakazała by nie zdejmował tego wcześniej niż za trzy dni, bo inaczej może się do końca nie zagoić. Odeszła kilka kroków a on powoli podniósł się z ziemi. Patrzył za nią i stwierdził, że nie może przepuścić takiej okazji.
- Weridiano? - Zapytał niepewnie na co kobieta odwróciła się w jego stronę. - Przyjmiesz mnie na swojego ucznia?
Zaczęła się śmiać, jednak po chwili spojrzała na niego z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
- Nie wiesz na co się piszesz chłopcze.
Pokręcił głową. Nieważne co go czeka, chciał nauczyć się magii. Czarownica od samego początku robiła na nim ogromne wrażenie, a teraz gdy sama bez większego problemu pokonała czterech rosłych mężczyzn było ono jeszcze większe. Skoro nie był wart zostania giermkiem jakiegoś rycerza to może zostanie uczniem wiedźmy? Uważał, że lepsze to niż być zwykłym chłopem, który całe dnie spędza na zajmowaniu się gospodarstwem. Kiedyś było to jego marzeniem. Mieć własną ziemię, własną rodzinę i spędzić z nią spokojne, szczęśliwe życie, jednak atak bandytów zaburzył jego światopogląd. Widząc to bestialstwo zdał sobie sprawę, że mężczyźni w ich wiosce są bezbronni. Jak więc mogą dać poczucie bezpieczeństwa swoim bliskim? Nie chciał być bezsilny. Podszedł do niej i z determinacją spojrzał jej w oczy.
- Dobrze więc, ale nie ma już odwrotu.

Nienawidził tego zamku. Wielki, mroczny i do tego w większości pusty. Na domiar złego znajdował się na sporym wzgórzu, na które codziennie rano musiał się wspinać po uprzednim zejściu do wioski po zakupy. Kolejne czego nienawidził to większości jej mieszkańców. Mimo, że znał się ze wszystkimi odtrącili go, tylko z kilkoma mógł normalnie porozmawiać czy dopełnić interesów. To wszystko przez to, że został jej uczniem. Bali się jej, a przez to teraz i nieco jego. Irytowało go to, bo chyba zapomnieli kto uratował ich cztery lata temu. Gdyby nie ona prawdopodobnie wszyscy by zginęli. Gdy przybyli rycerze już dawno było po sprawie. Czarownica pozbyła się wszystkich bandytów i ugasiła pożar, a oni zamiast być jej za to wdzięcznymi woleli dalej ją dręczyć. Chyba to był powód, dla którego mieszkała tak daleko od ludzi. Nawet jej się nie dziwił. Ostatnie, czego nienawidził najbardziej na świecie była ona. Weridiana. Kiedyś ją uwielbiał, widział w niej coś niesamowitego, jednak bardzo szybko zmienił zdanie. Nauczyła go niewiele, a przez większość czasu musiał jej usługiwać.
Zamknął za sobą drzwi za pomocą magii bezdźwięcznie po to, by się nie obudziła. Całymi dniami dokuczali sobie jak mogli, zaczynając oczywiście od poranków, gdzie to on miał pole do popisu. Na początku bawiło go, teraz już było rutyną i nawet nie próbował być oryginalny, robił cokolwiek by chociaż odrobinę uprzykrzyć jej dzień. Tacę ze śniadaniem delikatnie położył na stoliczku obok łóżka i wziął z niej dzbanek z wodą, którą chciał na nią wylać. Ta jednak zatrzymała się tuż przed twarzą kobiety, a zaraz wylądowała na nim.
- Nie dzisiaj - mruknęła wiedźma nie otwierając nawet oczu. Mógł się tego spodziewać, sięgnął po wiszący na oparciu krzesła ręcznik i wytarł twarz.
- Wstawaj jędzo.
Ta jęknęła głośno i przewróciła się na drugi bok.
- Rusz tyłek ty wstrętna Babo Jago! - Warknął podchodząc do łóżka.
- Nie mów do mnie tak brzydko.
Nie wyglądało na to żeby miała zamiar wstać. Wybudzanie jej było tak wkurzające, że to on sam miał zepsuty poranek. Niby mógłby ją zostawić ale to była jedyna pora na naukę, później była zbyt zajęta. Nie mając większego wyboru odkrył ją i rzucił kołdrę na podłogę. Jak zwykle spała w prześwitującej koszuli, bez bielizny. Miał wrażenie, że robi to specjalnie.
- Jeśli chciałeś sobie popatrzeć wystarczyło powiedzieć, nie musisz być tak brutalny. - Zażartowała. Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła zalotnie. Usiadła na skraju łóżka i przeciągnęła się jeszcze bardziej eksponując swój wydatny biust. Czuł że się rumieni, widok jej ciała zawsze tak na niego działał. Fizycznie podobała mu się od dawna, ale powodem dla którego chyba jeszcze nie zwariował na jej punkcie była jej irytująca osobowość.
- Kto by chciał na ciebie patrzeć raszplo.
Uśmiechnęła się chytrze i zaraz pociągnęła go za rękę. Opadli na łóżko, leżał na niej. Ich twarze dzieliły milimetry, czuł że cały się czerwieni.
- Słowa mogą kłamać… - Zaczęła dotykając dłonią jego krocza. - Ale ciało nigdy tego nie zrobi.
Uśmiechnęła się zadziornie a on szybko zerwał się na nogi.
- To zakrawa pod pedofilie, zboczona starucho!
Zaczęła się głośno śmiać. Nabijała się z niego przy każdej sposobności. Tak. Definitywnie z tego wszystkiego to jej nienawidził najbardziej.

Był na nią wściekły jak nigdy. Gdyby tylko naprawdę go uczyła w ogóle by do tego nie doszło. Cały czas upierała się, że jest za słaby i i tak nie będzie w stanie używać magii bitewnej. Co z tego? Dlaczego nawet nie próbowała? Starał się jak mógł, ale jego umiejętności nie były wystarczające, a ona sama nie była w stanie obronić się przed taką ilością rycerzy. Obwiniał jednak o to też siebie. Nie potrafił udowodnić jej, że da radę. Że może walczyć. Od kiedy ją zabrali czytał wszystkie książki w bibliotece, uczył się wielu zaklęć, jednak niestety nic mu nie wychodziło. Zapewne miała rację, ale może gdyby zaczął naukę wcześniej to byłby w stanie ją ochronić. Wydawało mu się, że jej nie znosi, ale gdy zniknęła poczuł pustkę w sercu. Była częścią jego życia, bez niej nie wiedział co robić.

Sięgnął po płaszcz i wyszedł. Dziś jest dzień egzekucji. Nie był pewien czy chce to widzieć, ale czuł że Weridiana nie chciałaby być sama. Był jej jedynym przyjacielem - o ile mógł tak o sobie powiedzieć. Wiecznie sobie dokuczali, ale mimo wszystko byli sobie bliscy.
W końcu ją wyprowadzili. Brudną, rozczochraną i wygłodzoną. Wyglądała zupełnie jak nie ona. Przepełniła go złość. Nie chciał nawet wiedzieć jak bestialsko ją traktowali. Ledwo trzymała się na nogach, gdyby rycerze jej nie podtrzymywali zapewne upadłaby na ziemię. Wieśniacy żądali spalenia jej, jak to robiono z czarownicami, jednak miastowi uznali, że to barbarzyński sposób, więc miała skończyć powieszona na szubienicy. Mimo tego, że wyglądała dość marnie jej twarz była poważna, niemal bez uczuć. Jedyne co w nich widział to pogardę dla tych wszystkich ludzi. Cała ona. Mimo wszystko nie zdołali jej złamać, chyba nikt nie byłby w stanie.
Założyli pętlę na jej szyję, a jeden z rycerzy przeczytał listę jej rzekomych przewinień. Większość z nich była nieprawdą, jednak musieli dodać coś, żeby jedynym powodem nie było to, że jest czarownicą. Musieli w końcu pokazać, że była zła. Ostatnią rzeczą na liście było jednak morderstwo. Prawdziwe. Sprzedawca herbaty dodał do niej jakiejś trującej rośliny. Na szczęście - albo i nie on napił się jej pierwszy. Walka o jego życie była ciężka, ale uratowała go. Na tę myśl rozzłościł się jeszcze bardziej. Nie chciał jej tak po prostu zostawić. Gdy tylko spod jej nóg usunięto podparcie wyciągnął rękę do góry i po wymówieniu zaklęcia przeciął powietrze. Sznur rozciął się, a ona padła na ziemię. Wszyscy byli zszokowani, wokół rozchodziły się poddenerwowane szepty. Jeden z rycerzy podszedł do niej i wyciągnął miecz z pochwy. Nie mógł na to pozwolić. Wypowiedział zaklęcie unosząc rękę w górę, a mężczyzna zawisł w powietrzu. Podszedł bliżej. Wszyscy patrzyli na niego. Wiedział że nie ma już odwrotu. Wypowiedział kolejne zaklęcie mocno zaciskając pięść, a mężczyzna udusił się w ciągu kilku sekund. Rozległy się krzyki. Strachu i złości. Rycerze ruszyli w jego kierunku, ale odepchnął ich jednym zaklęciem. Wiedział że nie wyjdzie z tego cało jeśli tego nie zrobi. Jednak teraz liczyła się tylko Weridiana. Podbiegł do niej i rozłożył szeroko ręce szepcząc zaklęcie. Gdy skończył cały dziedziniec stanął w płomieniach. Natychmiast złożył ręce wypowiadając kolejne, by otoczyć ich niewidzialną barierą. Słyszał krzyki ludzi, jednak to się nie liczyło. Ważne było to, że udało mu się ją uratować. Odwrócił się do niej, patrzyła na niego ze łzami. Przykucnął obok i mocno ją przytulił.
- Już nic ci nie grozi.

Komentarze

  1. Łał, nawet nie pamiętałam, że tak dobrze mi to wyszło. XDD Nie no, są rzeczy które mogłabym poprawić, ale generalnie wyszło mi fajnie. Najśmieszniejsze jest to, że ani razu nie użyłam imienia głównego bohatera. Raz się Weridiana miała do niego po imieniu zwrócić, ale tak jakoś mi to z głowy wyleciało. Lel. Chłopak ma na imię Rhydian jakby co. XD
    A tak btw to brakuje tu twojego komentarza, no! A jestem bardzo ciekawa co ty o nim myślisz. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno.
      Twój Os czytałam już dawno i to kilka razy.
      Ogólnie mi się podobał <3
      I nie za bardzo mam się do czego przyczepić.
      Pierwsze co mnie tak ,,uraziło w oczy" było to, że wyciągnął sobie nóż z brzucha. Tego się nie robi!!!!!!! Mógł umrzeć.... ale to tylko takie moje przyczepienie się.
      Pomysł mi się podobał, chociaż mogłoby być troszkę dłuższe. Wcale mi nie przeszkadzało, ze nie było imienia głównego bohatera wręcz przeciwnie. Podobało mi się również, że nie było takich opisów odnośnie wyglądu postaci. Były takie małe zarysy, ale kropka w kropę nie było i to mi się właśnie podobało. Mogłam sobie stworzyć bohatera jak chciałam i nie było ograniczeń. Czytając to czułam się jakbym oglądała jakiś film. :) Trochę nie polubiłam tej czarodziejki, ale to już moja opinia.
      Według mnie praca napisana SUPER.
      Tak jak już napisałam nie ma się prawie do niczego przyczepić.
      Ogólnie to lubię dużo opisów <3 (polubiłam jak przeczytałam całych Krzyżaków).
      No i to by było chyba wszystko bo pisać o niczym to się nie opłaca.
      Życzę Ci tylko jeszcze więcej tak świetnych pomysłów i żebyś nie wyjmowała noża z brzucha bo grozi śmiercią.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Wyciągnął, bo był pewien że i tak już po nim. :P
      Bardzo dziękuję. :)

      Usuń
  2. A gdzie mój OS za 2. miejsce?
    Po za tym, świetna praca, super pomysł, no a wykonanie?
    Cudowniastości *.*
    Kocham ❤



    Katy
    Dawniej Lilly xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Publikowałam Twój OS.
      Dziwne....
      Dobra opublikuję drugi :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Prawdę mówiąc (pisząc :P) masz podobny styl pisania jak ja w powieściach ;) Ogólnie pomysł mi się podoba, wykonanie też, ale jest parę błędów, które jak dla mnie, trochę rzucają się w oczy.
    Po pierwsze wyciągnięcie ostrza… Nie wiem, nigdy nie byłam dźgnięta, więc może pod wpływem chwili sama też bym chciała go wyciągnąć. No i „Tak dawno nie widział krwi, że jej widok nieco go wystraszył” – nieco? W takiej sytuacji chyba działa też adrenalina, więc jestem w stanie zrozumieć, że mógł nie czuć bólu, albo czuć go nie w takim stopniu jak powinien, ale chyba cała sytuacja powinna wywołać ogromny strach? I krew chyba też? Ale to tylko moje zdanie ;) Trochę akcja za szybko się dzieje, nie ma za bardzo takiego napięcia.
    Ale jak już wspomniałam, pomysł naprawdę świetny i przyjemnie się czyta :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty