Rozdział III- Pomogę (część II)
- Co się z tobą dzieje?!- ten głos należał do ciotki.
Był szorstki, niemiły i rozgniewany. Zaskakujące jak w takim
krótkim czasie zmienia jej się humor.
- Nic.- wzruszył ramionami i zamknął drzwi auta.
- To dlaczego przegrałeś?- jej twarz przybrała czerwony
odcień, a żyła na czole zaczęła pulsować.
- Nie lubię tego. To proste.- wytłumaczył z nadnaturalnym
spokojem, chowając ręce do kieszeni.
- Ale masz ogromny potencjał!- krzyknęła. - Zrozum to! Jeśli
ty jeździsz tak gdy masz zły dzień, to pomyśl co by było gdybyś to uwielbiał!- patrzyła
mu prosto w twarz.
- Ale nie uwielbiam!- przerwał jej stanowczym tonem.- Tobie
nikt nie dyktował życia, więc chce by mi też nie dyktował. To był mój ostatni
wyścig. - oświadczył.
- Jak śmiesz!- walnęła go w policzek.- Jak śmiesz!-
powtórzyła. - Będziesz się ścigał czy tego chcesz czy nie. Koniec i kropka! -
odwróciła się na pięcie i wróciła w stronę uśmiechniętego Brayana. Czerwień
zniknęła z jej twarzy i znowu pojawił się uśmiech.
Chwilę poczekała i poszła do Johna. Trzymał rękę na swoim
policzku. Był wściekły. Z resztą nie dziwiła się. Ona też by była. Inaczej
postrzegała ciotkę. Zupełnie inaczej...
- Hej.- pomachała mu ręką.
- Witaj.- uśmiechnął się słabo.- Słyszałaś wszystko?-
spytał.
Prze chwilę zastanawiała się, czy nie skłamać i czy
powiedzieć ,,Nie, nie słyszałam, a coś się stało". Szybko jednak odgoniła
tą myśl od siebie. Nie chciała okłamywać Johna. Na pewno nie teraz.
- Tak.- odpowiedziała po chwili. - Inaczej postrzegałam
twoją mamę.
- Nie dziwię ci się. Twoja też była dla wszystkich miła,
oprócz ciebie?- spytał.
Alice zastanowiła się. Raczej nie. Czasami....kiedy coś
popsuła, ale to tylko sporadycznie.
- Nie.- rzekła.
- Idziemy do domu?- spytał.
Widać było, że nad czymś głęboko się zastanawia, że coś go
gnębi, ale nie chciała go o nic pytać. Byłoby to niegrzeczne z jej strony.
- Tak.- uśmiechnęła się. - A samochód?- spytała po chwili.
- Nigdy do tego nie wsiądę. - obrzucił auto gniewnym
spojrzeniem.
Przez większość drogi szli w milczeniu. Szli okrężną drogą.
John był zamyślony i co chwilę stawał w miejscu. Czasami łapał się za głowę i
wypuszczał powoli powietrze. Alice nawet nie próbowała o nic zapytać. Po co?
Czasem milczenie jest lepsze niż mowa.
- Alice.- odezwał się wreszcie John.- Nie mów mamie, że wyjeżdżam.
Zamurowało ją. Czyli Izabella nic nie wie? O mamusiu!
Bo w rodzinie nic nie ginie.- to przysłowie automatycznie przyszło
na myśl Alice.
Izabella była przecież jego rówieśniczką, kiedy opuszczała
swój kraj. Jednak co go zmusiło do wyjazdu? Dziewczyna? Nie to było głupie.
Widziała tylko jedno wyjście. Musiała go
o to zapytać. Inaczej nie wytrzymałaby z ciekawości.
- Czemu wyjeżdżasz?- spytała niepewnie.
- Bo...- przerwał na chwilę i przeczesał włosy ręką. - Mama
z tatą, jak już byłem dzieckiem wymarzyli sobie, ze będę się ścigał, ale mnie
to nie kręci. - powiedział jednym tchem. - Chcę zostać chirurgiem.- wyznał.-
Ale oni mi na to nie pozwalają.
- Aha.- tylko to jej przyszło do głowy. - Nie możesz pogadać
z rodzicami. Wytłumaczyć im tego?- zaproponowała.
- Oh Alice!- westchnął i walnął powietrze. - Czy ty nic nie
rozumiesz? Myślisz, że nie próbowałem? - spytał. - Próbowałem, ale nigdy mi nie
pozwolili.
- Rozumiem. - powiedziała, ze współczuciem.- Twoja mama
miała chyba poważniejszy powód by wyjechać.- stwierdziła.
- Poważniejszy?- spytał zdenerwowany.- To był banał. Miała
tylko dwa powody chłopaka i dumę. To było wszystko.
- Przepraszam John.- przytuliła go. - Przepraszam.
- Nic się nie stało.- próbował się uśmiechnąć.
- Kiedy wyjeżdżasz?- spytała nagle.
- Jutro rano i tu pojawia się prośba do ciebie. Powiedziałem
mamie, że chcę cię oprowadzić po mieście. O szóstej musimy wyjść. Mama będzie
jeszcze spała. Odprowadzisz mnie na lotnisko?- spytał z nadzieją.
- Tak....ale kto mnie odwiezie? Przecież nie znam miasta.-stwierdziła.
- Jake. - odpowiedział.
- To dobrze.- uśmiechnęła się. - Ale Izabella będzie się
pytać gdzie jesteś.- zauważyła.
- Powiesz jej wtedy, że wyjechałem. Powiesz dlaczego i w
ogóle, ale nie mów jej gdzie. Dobrze?
- Tak.- uśmiechnęła się. - A dokąd wyjeżdżasz?
- Do Niemiec.
Dalszą drogę szli w milczeniu. Znała go dopiero od dwóch
dni, ale było jej przykro, że wyjeżdża. Mogła z nim pogadać dosłownie o
wszystkim. Lubiła go. Rozumiała, że chce zrobić coś ze swoim życiem. Doskonale
wiedziała, iż nie można zmusić człowieka do niczego. Pierwszy raz nie podobało
jej się zachowanie Izabelli. Myślała, że po wyścigu pocieszy syna, a ona...Z
resztą szkoda gadać. Wie jak to jest, kiedy jest się nie rozumianym, a mimo to
pozwala by jej jedyny syn od niej uciekł. Gdzie tu logika? Może ciotkę nie obchodzi nic i nikt? Może
jest zgorzkniała i nie miła? Alice nie wiedziała, która twarz Izabelli jest
prawdziwa. Chciała w jakiś sposób zatrzymać Johna tutaj, ale nie wiedziała jak.
Z drugiej strony chciała mu pomóc. Czuła, ze to jest jej obowiązek. Pomóc
swojemu kuzynowi. Nie chciała mu podłożyć...jak to się mówi świni.
Zachmurzyło się i zaczęło padać. Dochodzili już do domu.
Stali chwilę przed bramą. Po gęstych włosach Johna spływały krople deszczu.
- Wiesz czego życzę mojej matce?- spytał nagle John gdy
otwierali drzwi.- By w tych cholernych wyścigach zginął ktoś na kim jej
naprawdę zależy. - powiedział i wszedł do środka.
TADAM!
Witam Was w ten pochmurny, ale ciepły dzień.
Tak oto prezentuje się rozdział III.
Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Za błędy przepraszam.
Ogólnie to dużo się w nim nie dzieje, no ale........tak już mi się napisał.
Pozdrawiam Digital!
TADAM!
Witam Was w ten pochmurny, ale ciepły dzień.
Tak oto prezentuje się rozdział III.
Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Za błędy przepraszam.
Ogólnie to dużo się w nim nie dzieje, no ale........tak już mi się napisał.
Pozdrawiam Digital!
Dziękuję bardzo 😊.
OdpowiedzUsuńIzabella jest taka bo jest tak pewna siebie, że nie widzi już niczego oprócz rzeczy, które uważa za ważne. Po za tym ona nie wie, że John wyjeżdża.
Pozdrawiam!
Biedny John, wiem jakie to dołujące gdy zmusza się ciebie do czegoś czego nie chcesz. Mnie rodzice tak odwiedli od wymarzonego zawodu, że dalej jestem "nikim". ;x Jednak mimo tego nie powinien rzucać tekstem, że życzy komuś tam z ważnych dla jego matki osób śmierci. Nawet największemu wrogowi się tego nie życzy.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. :)