OS na zamówienie Szalonej Blondynki cześć I i II
Dziergam Ci sweter,
którego nigdy nie założysz. Przepraszam.
To nie jest chyba ciekawe zajęcie gdy ktoś siedzi, chyba że
gara na komputerze lub robi jakieś inne dziwne rzeczy. Ona siedziała już tu od
trzech godzin. Westchnęła ciężko i poprawiła swoją czarną sukienkę. Miną rok. Tak długi rok.
Rok odkąd go nie ma. Niby mówił to samo co wszyscy: ,,po mojej śmierci nie będziesz sama, będę przy tobie”.
Rok odkąd go nie ma. Niby mówił to samo co wszyscy: ,,po mojej śmierci nie będziesz sama, będę przy tobie”.
A tu co?
Guzik!
Jak jej było ciężko, tak jest. Nic kompletnie się nie
zmieniło, oprócz tego, że zaniedbała się. Były widoczne odrosty, wory pod
oczami, blada cera, bądź niedomyty makijaż. Dla kogo miałby się ładnie ubierać,
bądź malować? Nie ma nikogo. Była młoda, zakochana…. a ta głupia śmierć
wszystko zniszczyła. Weszła w najmniej spodziewanym momencie. Mieli wziąć ślub…
Pamięta jak kładła się obok niego i mówiła jaką to będzie mieć suknię ślubną.
On z kolei chciał by upiekli tort ślubny razem. Uśmiechnęła się wtedy i zaczęła zadawać kolejne pytania. Wybiegała
daleko w przyszłość. Chciała mieć dwie dziewczynki z zielonymi oczami i długimi
włosami, on natomiast chciał mieć bliźniaki. Dwóch chłopców, którzy mieliby po
niej włosy-kręcone, w kolorze mlecznej czekolady. Mówił też, że kiedy bliźniacy
będą już mieli z 15 lat che mieć córkę, którą będzie rozpieszczać. Przytuliła
go wtedy bardzo mocno i powiedziała, że wszystko jest możliwe.
Po jej policzkach spłynęło kilka łez. Zmarł równe trzy dni
przed ślubem. Nie do końca wiedziała dlaczego. Wiedziała, że miał wypadek…i na
tym jej wiedza się skończyła. Potem był tylko szpital i kilka słów zamienionych
z nim. ,,Nie poddawaj się”. Powiedział i zasnął…na wieczność.
Zamiast białej
sukienki założyła czarną, a zamiast uśmiechu zabrała łzy.
Spojrzała na jego zdjęcie. Uśmiechał się. Spróbowała
wykrzywić usta w podobnym grymasie, lecz jej to nie wyszło. Miał zielone oczy,
których zawsze mu zazdrościła i dość jasne włosy. Przy odrobinie szczęścia chodziłaby już z
zaokrąglonym brzuchem i świętowała razem z nim ich pierwszą rocznicę….
Niestety jest tutaj.
- Jutro też przyjdę Paul. – powiedziała przez łzy i
ucałowała jego zdjęcie.
Szła w kierunku bramy. Znała tą drogę na pamięć. Nagle coś
przykuło jej uwagę. Stał tu nowy grób.
Podeszła do niego bliżej. Koło niego stał chłopak miej więcej w jej
wieku i zapalał znicz.
- Bardzo młodo odeszła.- skomentowała.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wypowiedziała to na
głos.
- Tak. Miała zaledwie 10 lat. Była moją siostrą.
- Współczuję.- powiedziała, a do jej głowy znowu wszedł
Paul.
Znowu pojawiły się te zielone, wesołe oczy i ten niewinny
uśmiech. ,,Dość!”- krzyknęła w myśli. Nie może przecież żyć przeszłością!
- A Pani? – spytał odwracając się w jej kierunku. – Taka
młoda kobieta jest na cmentarzu?- zdziwił się.
Mężczyzna miał włosy koloru ciemnego blond. Ubrany był w
garnitur, a jego nos zdobiły ciemne okulary. Uśmiechał się pogodnie, pokazując
jej w ten sposób szereg białych zębów.
- A co można robić w takim miejscu?- zapytała, a raczej
stwierdziła.
- Racja, racja. – powtórzył kilka razy to słowo i schował
wypalone wkłady do papierowej torby.- Nie było pytania. – dodał lekko
zakłopotany.
- Nic się nie stało.- rzekła i razem poszli w kierunku
wyjścia.
- To dobrze. – uśmiechnął się ciepło. – Pa siostrzyczko. –
powiedział cicho i posłał jej ręką całusa.
Dalszą drogę szli w milczeniu. Patrzyli tylko w niebo i
lekko uśmiechali się do promieni słonecznych.
- Będzie padać. – stwierdził wyrzucając torbę do kontenera.
- Dlaczego?- spytała wciąż zapatrzona w niebieskie
sklepienie.
- Widzi Pani te duże chmury z granatowymi podstawami?-
pokazał palcem w kierunku śmiesznie wyglądających obłoków.
- Yhm.- pokiwała głową.
- Właśnie po nich sądzę, że będzie padać.
Jestem człowiekiem i
nic tego nie zmieni.
Obudziła się jak zawsze w pustym domu. Było zimno. Słońce
próbowało przedostać się przez rolety, które szczelnie opatuliły okno. Dziś
była sobota. Cały tydzień nie była na cmentarzu. Skarciła się za to. Od ponad
roku była dzień w dzień. Zapalała czerwony znicz i kładła goździki, a teraz
minął tydzień i nie była wcale. Wstała i zaczęła parzyć kawę. Miała na sobie
szary szlafrok a przetłuszczone włosy
spadały jej na ramiona. Upiła łyk gorącego napoju.
Ubiegły tydzień minął jej nawet znośnie. Miała wrażenie, że
powoli odbija się od dna, ale to bardzo powoli. Może za jakieś dwa lata będzie
w stanie normalnie funkcjonować?
Do dziś sąsiadka przychodzi cztery razy dziennie i pyta czy
wszystko dobrze. Nie da się ukryć, że Cassandra miała depresję. Dwa miesiące po
jego śmierci chciała popełnić samobójstwo, jednak jej siostra wtedy przyjechała
z siostrzenicą. Casie cieszyła się, że ma wsparcie w rodzinie, ale wiedziała,
że to za mało. Potrzebowała czasu. Bardzo dużo czasu,…ale nikt nie chciał jej
go dać. Musiała chodzić do pracy, sprzątać w domu i spróbować stanąć na nogi,
spróbować się podnieść. Było to trudne…ale nikt nie powiedział, że będzie
łatwo. Zjadła śniadanie i poszła wziąć prysznic. Wszystko w tym domu kojarzyło
jej się z Paulem. Zastanawiała się, dlaczego się nie przeprowadziła? Może
chciała, żeby on był w jakiś sposób z nią. Chciała normalnie funkcjonować, ale
nie mogła. Przypominała bezbronne dziecko, które płacze po utraceniu czegoś
ważnego.
Zimne krople wody spadały na jej nagie ciało. Chciała choć
przez chwilę się oderwać, zapomnieć…..
Pamiętała jak go poznała. Kończyła wtedy szkołę średnią. Szła ubrana na galowo od swojego
ogólniaka. Gadała razem z koleżanką. Śmiały się i szły przez duży park. Mary chciała zapoznać ją ze swoim nowym
chłopakiem. Casie ucieszyła się na tą wieść. Mary jeszcze nie miała chłopaka.
Stawiała na pierwszym miejscu naukę. Od kilku tygodni mówiła jej, że poznała na
imprezie fajnego chłopaka. Usiadły na ławce i chwilę rozmawiały. W pewnym momencie
Casie zauważyła go. Szedł w ich stronę. Ubrany był w garnitur, a marynarkę
trzymał w ręku. Jego zielone oczy od razu przykuły jej uwagę....i te włosy. Podszedł
do nich i pocałował Mary, a potem przedstawił się. Casie patrzyła na swoją
przyjaciółkę. Była bardzo ładna, nawet ładniejsza od niej. Długie, czarne,
włosy, które najczęściej były uczesane w warkocz spadały na luźną, białą
koszulę. Czarna spódniczka i delikatne dodatki sprawiały, iż Mary wyglądała
naprawdę pięknie.
Natomiast ten
chłopak.... Casie w duchu pogratulowała przyjaciółce wyboru. Ten Paul był
naprawdę ładny....
Dopiero wieczorem kiedy
leżała w łóżku doszła do wniosku, że lekko zauroczyła się w nim. Ciągle o nim
myślała. Non stop. Każdą chwilę przepełniały zielone oczy. ZIELONE OCZY.
Postanowiła jednak
zignorować ten fakt. Dni mijały, a Mary była coraz bardziej pochłonięta swoim
nowym związkiem. Kiedy musiała wyjechać na studnia do innego miasta Paul i
Casie zaczęli ze sobą więcej rozmawiać. Cassandra nie chciała być wredna i nie
chciała zabrać przyjaciółce chłopaka...tylko jak to się mówi?
Stało się.
Mary przyjeżdżała
tylko na weekend, a Paul i ona chodzili na tą samą uczelnię. Z początku byli
tylko przyjaciółmi. Mieli wspólne tematy do rozmowy i lubili piłkę nożną. Wszystko zaczęło się
zmieniać, kiedy Mary nie przyjeżdżała na weekendy. Jeden tydzień...to jeszcze
dało się przeżyć, ale kiedy nie było jej miesiąc oboje poczuli się zaniedbani.
Ona przez przyjaciółkę, a on przez dziewczynę. Paul zapraszał Casie do słynnych
barów chińskich i do kin na różne komedie. Powoli zaczęli się do siebie
zbliżać, ale żadne z nich nie chciało być nieuczciwym w stosunku do Mary. Byli
więc tylko przyjaciółmi.
Kiedy Mary tylko do
nich dzwoniła oboje się wkurzyli. Rozumieli, że nauka to priorytet, ale jej
przyjaciółka już przesadzała. Jeśli kogoś nie widzisz przeszło od czterech miesięcy
to....
Nie było jej przy
chwilach smutku bądź radości. Mary zaczęła spadać ze stanowiska przyjaciółki
i...dziewczyny. No bo niby jak się kogoś kocha to się na niego czeka,
ale...Paula denerwowała ta sytuacja. Zdarzało się, że rozmawiali ze sobą tylko
raz na tydzień. Często dzwonił do Mary, ale ona nie odbierała. Uczucie, które
było między nimi stopniowo zaczęło wygasać.
Przepraszam?
W telewizji leciał
mecz. Usiedli w salonie z popcornem i colą, i oglądali. W pewnym momencie Casie
wylała przypadkowo colę na chłopaka. Chciała mu pomóc wytrzeć plamę...ale on ją
pocałował.
Wyszła z łazienki. To tylko wspomnienia! ONE SIĘ NIE WYDARZĄ
PO RAZ DRUGI! Zaczęła farbować sobie włosy. Pierwszy raz od kilku miesięcy
pomalowała się i staranniej wybrała ładne ubranie. Nie wiedziała co u niej wywołało taką
zmianę humoru. Może to wspomnienie?
Chyba tak.
Czemu gryziesz rękę,
która Ci jeść daje?
Niestety w tym
miejscu wszystkie dobre wspomnienia i humor wygasły. Była na cmentarzu. Znowu
siedziała tu kilka godzin. Wyobrażała sobie, że pomnik będzie zaniedbany, ale
to były tylko jej przypuszczenia. Grób był zadbany a na nim paliło się kilka
zniczy. Zapaliła kolejne dwa i przypomniała sobie co robiła w tamtym tygodniu.
Była u siostry na działce.
Było fajnie. Mała Marlena biegała po podwórku i ze
wszystkiego się śmiała. Mimo to ona wolała siedzieć w domu i płakać. Wolała
zamknąć się w czterech ścianach i nie myśleć o niczym. Tylko płakać. Doceniała, że każdy się o nią troszczy i
martwi, ale….Ona i tak wolała płakać. Wiedziała, że jest żałosna, ale co z
tego. Po co miała udawać kogoś kim nie była.
Wstała i trzymała w ręku goździki, które nie zmieściły się
do wazonu. Położyła je na grobie tej 10-letniej dziewczynki. Mała z niebieskimi oczami i czarnymi, krótkimi
włosami. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Była jeszcze dzieckiem…
Już miała odchodzić, gdy ktoś powiedział:
- Dawno Pani nie widziałem.
Odwróciła się. Pamiętała tego mężczyznę. Znowu był w
garniturze i w przeciwsłonecznych okularach.
- Można powiedzieć, że byłam na….wakacjach.- powiedziała
powoli.
- A no każdy potrzebuje wakacji.- stwierdził i zapalił
znicz. – Ja już jestem za stary.- zaśmiał się.
- Nie.- zaprzeczyła.- Nikt nie jest.
- Racja. A jak Pani ma na imię?- spytał.
- Cassandra – podała mu rękę.
- Richard – uścisnął dłoń. – Bardzo mi miło.
- Mi również- spojrzała na zegarek.- Muszę już iść.
- Mogę Panią odprowadzić?- spytał.
- Tak, ale proszę do mnie mówić Casie.
- Dobrze.- przytaknął. – Mogę Cię odprowadzić Casie?
Po jej policzkach spłynęły łzy. Sposób w jaki wymówił jej
imię sprawił, że wszystkie wspomnienia odżyły. Wszystkie, nawet te
najodleglejsze, najdalsze. Tylko, że teraz zamiast wywołać uśmiech przyniosły
smutek i żal.
- Cos źle powiedziałem?- zmartwił się.
- Nie, nie.- zaprzeczyła szybko.- Chodźmy.
Wyciągnij rękę, to nic
nie kosztuje.
- Tu mieszkasz?- spytał zatrzymując samochód.
- Kilka domów dalej.- powiedziała.
- Mogę cię odprowadzić.
Przytaknęła.
- Dlaczego twoja siostra umarła?- spytała gdy wychodziła z
auta.
Chłopak zamyślił się na chwilę podrapał po głowie i
powiedział.
- Tak naprawdę to nie moja siostra. Ja jestem adoptowany.
Lea urodziła się jak moja mama miała 40 lat. Długo wyczekiwane dziecko. Miała
liczne choroby, ale z nich wychodziła. Dawała radę, tylko...pokonała ją grypa.
Zwykła grypa!- jego oczy zaszkliły się.
- Przepraszam.- powiedziała.- Nie chciała....
- Nic nie szkodzi.- przerwał.- Tu mieszkasz?- spytał i
pokazał na biały, parterowy dom.
- Tak.
- A ty do kogo przychodzisz?- spytał.
- Wiesz zapraszam cię na kawę.- zaproponowała.
Nie chciała o tym mówić. Było to dla niej ciężkie. Cały czas
chciała się od tego oderwać, albo jej się tak wydawało. Życie z depresją nie
jest trudne. Kiedy próbujesz się podnieść,...nawet nie zdajesz sobie z tego
sprawy, że się staczasz.
- Dobrze. - przytaknął.
Weszli do małej kuchni. Była koloru żółtego z płytkami w
kształcie motyli. Pośrodku stał stolik z krzesłami. Zaczęła robić kawę. Postawiła
kubki na blacie i zalała wrzątkiem.
- Chcesz ciastka?- spytała.
- Tak.- powiedział i upił łyk gorącego napoju.
Słońce świeciło przyjaźnie, a Richard był pierwszą osobą
(nie licząc sąsiadki, mamy i siostry z Marleną), która tu przyszła. Od ponad roku prawie nikogo tu nie
wpuszczała. Mieszkała sama w tym domu i użalała się nad sobą.
- No więc, odpowiesz na moje pytanie?- spytał.
- Postaram się. - przytaknęła i poczuła, że chce jej się
płakać.
Wkleiłam tu I część i macie drugą.
Rozdział będzie za tydzień.
Dziękuję za komy :)
Przepraszam za błędy, bądź powtórzenia.
U Was też mróz i śnieg?
Pozdrawiam Digital!
PS. Wiem, że gif nie pasuje, ale mi się spodobał :) i postanowiłam go wkleić.
PS. Wiem, że gif nie pasuje, ale mi się spodobał :) i postanowiłam go wkleić.
LaLaLaLaLaLaLa!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że jak Cassie zobaczyła Richarda, to, że on wyglądał tak jak Paul!
Ale by było fajnie :))))))
Ale jest, jak jest i teraz też jest super ☺
Sorka, że krótko, ale obudziłam się i coś mi kazało sprawdzić blogi. I tak oto przeczytałam dzisiaj chyba cztery rozdziały i ten OS.
Kocham i czekam na moje zamówienie i next!
Pozdrawiam ❤
Katy :3
P.S. Zaczęłam rozdział już...
Dziękuję.
Usuń