Rozdział II- Plama









-To już wszystko? - spytała  stawiając na biurku talerz z kanapkami.
- Obawiam się, że tak. - westchnął i położył się na łóżku.
- Obawiasz się?- zapytała z niezadowoleniem kobieta.
- No bo....- przerwał.
Szukał odpowiednich słów. Nie chciał jej okłamywać, ale nie chciał też mówić całej prawdy...tak bezpośrednio.
Wypuścił głośno powietrze i podszedł do biurka. Starannie obejrzał talerz. Były na nim kanapki z rzodkiewką. Nie przepadał za tym warzywem, ale....Głód  jednak zmienia człowieka.
Ugryzł kawałek i bardzo długo  go przeżuwał. Czuł się tak, jak w tedy kiedy włożył sobie za dużo gum do żucia. Okropność!
- Nie smakuje ci? - spytała  z lekkim niezadowoleniem.
- Smakuje. Dlaczego miałoby nie?- wypowiedział  te słowa i poczuł jak jakaś niewidzialna siła ściska mu gardło.
Znowu to zrobił.
Znowu skłamał.
Na początku myślał, że to nic groźnego. Przecież każdy z nas kłamie. Zawsze upiększamy historie bądź omijamy jakieś wątki. Czasem dla świętego spokoju by rodzice się na nas nie darli powiemy właśnie to co oni chcą usłyszeć, choć to mija się daleko z prawdą.
Teraz stało się to jego nałogiem.
Ludziom nałogi kojarzą się najczęściej z alkoholem, narkotykami bądź słodyczami. Jego nałogiem było kłamstwo. I to nie byle kogo. Kłamał własna matkę. Nie w złej intencji, ale...
Kłamał ją bo chciał by się nie męczyła, nie zadręczała. Lecz w pewnym momencie stracił nad tym kontrolę.
Zupełnie stracił kontrolę.
Okłamywał praktycznie odnośnie wszystkiego. Nie robił tego specjalnie, tylko....Jakoś tak samo wyszło....
- Mamo.- zaczął i wstał.
Chodził po całym pokoju, bacznie obserwując wyraz twarzy matki. Musi się zmierzyć z  tym twarzą w twarz. Nie może skłamać, bo inaczej skończy się to tragicznie. Za dużo go to kosztuje. Każde kłamstwo wraca do niego ze zdwojoną siłą i z podwójnym żalem. Żalem, który jeszcze bardziej odbija się w jego psychice.
- Mamo, ja nie chcę jechać na ten biwak. - wypowiedział te słowa i szybko się odwrócił.
Nie chciał widzieć mamy, która łapie się za głowę, oczy przybierają smutną, szarawą barwę, a usta wykrzywiają się w smutnym grymasie.
Z jednej strony obwiniał się, dlaczego powiedział prawdę. Zranił przecież matkę. Najbliższą mu osobę. Lecz z drugiej strony wiedział, iż na kłamstwie nie zbuduje żadnych  prawdziwych emocji  i szczęśliwych chwil.
- Ale dlaczego? - spytała lekko oszołomiona, przecierając oczy ze zdziwienia.
- Nie chcę tam jechać. - powtórzył. - Nie chcę się sztucznie uśmiechać i wmawiać wam, że jest tam wesoło, że mam przyjaciół, kolegów. Ja nie potrzebuję hałasu wokół siebie. Mi jest dobrze tak jak jest. Nie chcę słuchać dennych pioseneczek i grać do późna w piłkę. Nie chcę zwiedzać gór i zakładać się z chłopakami. Po prostu nie chcę. - uśmiechnął się.
Był z siebie dumny. Powiedział prawdę. PRAWDĘ! Poczuł, że wszystko zaczyna się układać.
- Ale co to ma znaczyć?- spytał zdenerwowany Edek, który słyszał całą rozmowę. - Zapłaciłem pieniądze, kupiłem ci walizkę, nowe ubrania, a ty mi mówisz, że nie jedziesz! Co ty sobie smarkaczu wyobrażasz?!- mówił wyraźnie wkurzony.
Jego okrągła twarz przybrała odcień purpury, a końce uszu pozostawały białe.
Kobieta nie odezwała się, tak samo jak jej syn. Była zdezorientowana. Nie wiedziała po czyjej ma stać stronie. Męża czy syna?
- Pojedziesz czy ci się podoba czy nie! A teraz zakładaj buty bo się spóźnimy!- rozkazał i zabrał walizki do samochodu.
- Mamo.- powiedział przestraszony.
-Zrób tak jak kazał Edek. Zobaczysz będzie dobrze.- ucałowała go w czoło, po czym wyszła z pokoju trzymając w dłoniach pusty talerz.
Chłopak z niechęcią poszedł do samochodu.
Właśnie za to nie lubił Edka. Był cholernym materialistą. Nie mogłeś mu się przeciwstawić. No bo jak? On waży z jakieś 140 kilo, albo i więcej. Kiedyś chodził na siłownię. Jak walnie to przez tydzień nie można się pozbierać.
Zamknął oczy.
Może nie warto było mówić prawdy? Może lepiej gdyby zrobił dobrą minę do złej gry?
Nie wiedział...

Do miejsca zbiórki dotarli bardzo szybko. Z niekrytą niechęcią i niechlujstwem targał za sobą walizki. Nawet nie spojrzał na Edka. To przez niego to wszystko. Był pewny, iż to on namówił mamę na ten cały wyjazd. Znalazł tanią ofertę, a mamę można łatwo przekonać...
Wszedł do autokaru i zajął miejsce blisko drzwi. Dookoła wszyscy się śmiali i śpiewali.
Nienawidził tego. Po prostu nienawidził!
Autobus był już prawie pełny, gdy przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- Przepraszam! Proszę pani! Czy ja mogę na chwilę do toalety? - spytał.
- Ale zaraz odjeżdżamy. Nie mogłeś się załatwić wcześniej?- spytała kobieta.
- Wie Pani- ściszył głos.- mam problemy z pęcherzem. - skłamał.
Bardzo dobrze panował sztukę kłamania. Nie wiedział czy to jest powód do dumy, ale wiedział, iż czasem to się przydaje.
- Jeśli tak to idź. Tylko się pośpiesz.
- Dziękuję. - uśmiechnął się, wziął plecak i wyszedł z autokaru.
Rozejrzał się. Edek z mamą już odjechali. To dobrze. Nawet bardzo dobrze. Poszedł w kierunku toalety i zaraz za budynkiem skręcił w prawo. Wyszedł tylnym wyjściem. Biegł. Nikt go nie zmusi do tego by jechał na jakąś głupią kolonię. NIKT!

Po ponad półgodzinie zatrzymał się.
Znowu szedł w znanym sobie kierunku. Znał tę drogę na pamięć. Uśmiechnął się. Lubił to miejsce.
Wszedł na most i złapał się poręczy. Nie obchodziła go matka, lub ktokolwiek inny. Chciał uciec od tego wszystkiego, a innej drogi prócz tej nie znał.
Jego ręka powoli puszczała poręcz i...
- Nie rzucaj się! Z powodu poplamionej podkoszulki nie warto.
Odwrócił się w stronę dźwięku. Stała tam ta sama dziewczyna, którą spotkał kilka dni temu.
- C-co ty tu robisz?- spytał z niedowierzaniem patrząc na nią.
- Mieszkam niedaleko.- odpowiedziała.
- Ale tu zaraz zaczyna się las. - oznajmił.
- Wiem. - przytaknęła i podała mu rękę. - Chodź bo jeszcze jakiś głupi pomysł wpadnie ci do tej głowy.
Podał jej rękę. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił. Może ta dziewczyna ma racje? Po prostu ma racje....
Stanął na moście i przez dłuższą chwilę patrzył bezmyślnie w fale, jakie tworzy rzeka.
- Dlaczego...jak stałem tam na moście powiedziałaś coś o mojej koszuli?- spytał, mówiąc bardzo powoli.
- Pytasz, dlaczego powiedziałam, że nie warto się rzucać z powodu plamy?- uśmiechnęła się.- Pomyśl logicznie. Gdybym ci powiedział, że życie jest piękne i trzeba się nim cieszyć nie posłuchał byś mnie. Prawda?
Kiwnął głową i podrapał się po głowie. 
- No właśnie. - kontynuowała. - Musiałam powiedzieć coś co na chwilę rozproszyło by twoją uwagę.
- Sprytne. - pochwalił ją.
- Może, ale w każdym bądź razie ja tak nie uważam.
- Aha. - powiedział przeciągając samogłoski. - A tak w ogóle jak masz na imię?- spytał i poszedł w kierunku dużego drzewa.
Chciał usiąść i odpocząć.Chciał złapać głęboki oddech i zasnąć. Obudzić się rano, pod tym drzewem i patrzeć godzinami w rzekę...
- Blanka. A co? - powiedziała radośnie.
- A ja...- nie dokończył, ponieważ dziewczyna mu przerwała.
- Jesteś Punk.
- Dlaczego?
- Głupie pytanie. Ubierasz się na czarno, masz czarne włosy, oczy w zbliżonym kolorze.. Po prostu.  Rozumiesz?- powiedział kręcąc się wokół siebie.
- Niech ci będzie. - uśmiechnął się.
Wolał tu siedzieć niż słuchać  Edka.
No właśnie....
Nagle uśmiech zszedł z jego twarzy. Na pewno się dowiedzieli, że uciekł. Na pewno go szukają. Ale czy to ma znaczenie? N I E. Gdyby na niego nie wyskoczył nie było by tej akcji.
A tak w ogóle to powinni podziękować Blance. Przecież to ona go uratowała.


Witam, witam :) 
Kolejny rozdział przed Wami. 
Wyszedł tak sobie, ale ocenę pozostawiam Wam,
 Pisałam  go jak byłam chora. :(
Starałam się :)
Za błędy, bądź powtórzenia przepraszam.
Wracając do historii:
Paweł nie pojechał ^_^.
Jak myślicie czy Edzio zrobi mu awanturę?
A co z Blanką???????
Pozdrawiam Digital!

Komentarze

  1. Błędy:
    "Kłamał własną matkę", powinno być "okłamywał własną matkę" lub "kłamał własnej matce".
    I zaraz po tym nie "kłamał ją" a "okłamywał ją" lub "kłamał jej".
    Kolejne, ale do tego mogę już nie mieć racji "okłamywał praktycznie odnośnie wszystkiego". Tu według mnie powinno być akurat "kłamał praktycznie odnośnie wszystkiego".
    No... Coś tam jeszcze było, ale to już pomniejsze i raczej nie rzucające się w oczy.
    Nie chciałabym mieć takiego ojczyma jak Edek. Taki samolubny, bezmózgi osiłek... Biedny Paweł. :<
    Hah, pomysł Blanki całkiem niezły. Mnie na chwilę też zmroziło na zasadzie "brudna koszulka? Coś przeoczyłam, czegoś nie doczytałam?", a tu po prostu sprytna dziewczyna! :D
    Jestem ciekawa tego co będzie dalej, reakcji matki, Edka... :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaki długi komentarz *_*
      Dzięki za radę.
      Z ortografii orłem nie jestem.
      Dziękuję za komentarz :)
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
    2. Sama orłem też niestety nie jestem, staram się jak mogę by było ich jak najmniej, ale jestem tylko człowiekiem, a ludzie popełniają błędy, bo taka ich natura. ^^

      Usuń
    3. Nie chwaląc siebie uważam, iż zrobiłam duży postęp. Potrafiłam pisać rzeka prze ż wschód przez f. Ogólnie było tego bardzo dużo. Ale jak zaczęłam pisać to się poprawiło *_*.
      Jeszcze raz dziękuję za uwagę.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  2. Czudeńko!
    Pamiętaj, że teraz ty piszesz perspektywę Carmen.
    Kocham i czekam na next!
    Pozdrawiam ♡



    Lilly xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Dobrze, że mi przypomniałaś.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  3. Super! Moja historia jest pomieszania w przeciwieństwie do twojej która ma sęs.
    ★KasiA★

    OdpowiedzUsuń
  4. Edek jest głupi!!! No ale cudnie♥ To ona nazywa się Blanka! Ładnie :)
    Ni♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)
      Dzięki za kom.
      Edek głupi?????
      To się jeszcze okaże.....
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty