Rozdział XIV

Rozdział dedykowany: Alone i Beuil






Lekko się uśmiecham. Idziemy dobrze znaną mi drogą. Kilka dni wcześniej jechałam tą samą ulicą. Tą samą ścieżką i tymi samymi  chodnikami...
Po dłuższej chwili wjeżdżamy na polanę. Niby wygląd tak samo, ale...
No właśnie. Teraz jest taka....wesoła, roześmiana? Sprawia wrażenie jakby puszczała do mnie oczko i ciepło się uśmiechała. Kwiaty pachną teraz bardziej, a liście są jeszcze bardziej zielone. W kilku słowach: jest tu jeszcze piękniej niż było.
Siedzę pod dużą wierzbą. Wiatr przyjemnie szumi i muska mi policzki. Przez długą chwilę nikt nic nie mówi. W końcu milczenie jest lepsze niż rozmowa.
Kiedyś to zdanie przeczytałam w jakimś kolorowym miesięczniku.  Nie wiem czy to prawda, ale zawsze gdy rozmawia się z dorosłymi można czymś zabłysnąć.
W ogóle to po tych 17 latach mojego życia stwierdzam, że dorośli lubią tylko ,,perełki" ze starych książek i miesięczników.
Dziwni są....
Kiedy powiesz im, że to zdanie powiedział Twój nauczyciel to uśmiechną się kwaśno, machną ręką i pójdą dalej. Zupełnie inna reakcja jest gdy powiesz, że to zdanie pojawiło się w książce. Uśmiechną się, w oczach pojawią się iskierki radości i przez cały dzień będą Ci mówili, że jak to dobrze, iż kazali Ci czytać.
Patrzę w niebo. O dziwo nie ma tam czarnych chmur. To dobrze. Czarne chmury przynoszą nieszczęście. Z reguły nie jestem przesądna,  ale tylko z reguły.... To tak jakby osoba, która całe życie je kiełbasę oświadczyła Ci, że przechodzi na wegetarianizm. Dziwne, prawda? Takie nienaturalne. Tak samo jest ze mną. Mama nie wierzy w przesądny, tata nie wierzy i brat nie wierzy w przesądy, ale moja babcia i kuzynka wierzą. Zawsze kiedy do nich jeździłam to mówiły ,,nie siadaj na rogu stołu, bo zostaniesz starą panną", ,,piątek trzynastego jest pechowy" itp., itd. Przypadek losu tak chciał, że zawsze, ale to zawsze kiedy czarny kot przebiegł mi drogę, lub przeszłam pod drabiną coś złego musiało się stać. To złamałam nogę, to miałam wyrostek, zapominałam wziąć czegoś do szkoły. Mama mówiła, że to przypadki, a ja tylko kiwałam głową. Te ,,przypadki" utwierdzały mnie w słuszności poglądów babci i kuzynki. Choć teraz wiem, że to tylko taka gadanina ten tok myślenia zakorzenił się bardzo głęboko w mojej głowie.
- To wszystkiego najlepszego!-
Filip wyprowadza mnie z moich przemyśleń. Ponownie słyszę te słowa z jego ust. Czy to mu się jeszcze nie znudziło?
- Ponownie dziękuję. - przymykam lekko powieki i uśmiecham się.
Po raz kolejny zapada cisza. Tym razem jednak ona mi przeszkadza.  Kieruję swoje myśli do mojego malutkiego kotka, ale chłopak  mi przerywa zaskakującym pytaniem.
- Ufasz mi? - pyta patrząc w moje oczy.
Nie wiem. - myślę szybko.
Znam go dopiero od kilkunastu dni. Nie jestem w stanie określić czy mu ufam... Z drugiej strony jednak jest bardzo miły i uprzejmy. Takim ludziom ufa się chyba najszybciej....?
- Tak. - mówię dosyć niepewnie.
Co on kombinuje? Czego mam się spodziewać?
- To daj mi rękę. - mówi spokojnym głosem.
Powoli wyciągam moją prawą, górną kończynę. Dostrzegam, że mam nie domalowane paznokcie... To  moje niedbalstwo kiedyś mnie wykończy.
Filip łapie moją dłoń.  Ma bardzo ciepłe ręce.  
Nie należę do ludzi, którzy mają ciepłe ręce. Zawsze mam zimne, lodowate. Jednak  nie przeszkadza mi to. Lubię jak inni się o mnie martwią i mówią ,,może załóż te moje skórzane rękawiczki", albo ,,zrobić Ci gorącej herbaty, od razu się rozgrzejesz". Czuję się w tedy potrzebna, czuję że komuś na mnie zależy...
- A teraz daj drugą rękę. - nakazuje.
Że co? - myślę szybko.
Z lekką niepewnością podaję mu dłoń.
Kładzie mi moje ręce na szyi i podnosi mnie z wózka.
- Co robisz? - pytam i czuję, że paraliżuje mnie strach.
To ciemne coś znowu zatruwa mi życie. Oblepia mnie całą. Od czubka głowy po same stopy. Czuję jak nie mogę się od tego uwolnić. O losie! Dlaczego? Boję się....nawet nie wiem czego się boję. Boję się tego, że się boję. Ale to nie ma sensu!!!!!
- Co robisz? - pytam ponownie, potwornie długo przeciągając samogłoski.
Nie uzyskuję odpowiedzi. No co on robi?!
Czuję jak jego ręce ponownie łapią moje nadgarstki. Tym razem moje ręce są ciepłe. One też się boją....
- Co robisz? - pytam po raz trzeci.
Tym razem ledwo wypowiadam te słowa. Głos, ręce i w ogóle wszystko mi się trzęsie. Po moich policzkach spływają łzy. Łzy strachu. Ale przed czym?! Nie wiem, albo nie chcę wiedzieć....?
- Nie bój się. - mówi.
W tym momencie czuję jak upadam. Moja głowa spada na ,,poduszkę'' z mchu. Nie chcę wstawać.  Boję się. Przez dłuższą chwilę moja twarz i mech szczelnie do siebie przylegają, tworząc jedność. Stwierdzam, iż ta zielona roślinka ładnie pachnie. Jak byłam mała to porównywałam ją do gąbki, zielonej gąbki, która kosztowała nie więcej niż złotówkę.
- Nie poddawaj się. - ciągnie chłopak.
Kuca obok mnie i pomaga mi usiąść.
- Chciałeś żebym mogła wstać i podziwiać tą polanę z góry w moje urodziny? - pytam cicho.
Jestem pewna, że o to mu chodziło.  Mogę się założyć o ucięcie mojej prawej ręki, że to miał namyśli. Na oglądał się pewnie za dużo tych nudnych telenoweli i teraz to wychodzi.
- Niezupełnie. - odpowiada i swój wzrok kieruje na strumyczek.
Żegnaj ręko....
No to o co mu chodziło?! Byłam pewna, a z resztą nieważne...Po raz trzeci zapada cisza. Wdziera się ona głęboko do mojego serca  i wypełnia go całkowicie. Ne jest to miłe uczucie. Czuję się taka osamotniona. Taka bezradna... W mojej czaszce brzmi tylko puste echo słabo odbijające się od ,,ścian". Pustka...
- Możesz podać mi rękę?- prosi znowu.
Tym razem ma inny ton. Bardzo spokojny i równomierny. Jakby to wszystko przemyślał i wiedział co ma zrobić. Krok po kroku. Jakby miał już w głowie cały plan, listę.
- A obiecasz mi, że nie upadnę?- pytam jak małe dziecko, które się czegoś boi.
Nie lubię upadków, boję się ich. Trzeba w tedy stracić panowanie nad swoim ciałem i ruszyć na spotkanie z ziemią, bolącym spotkaniem....
- Dobrze, ale obiecaj, że nie będziesz się bała.- mówi lekko pokazując mi swoje białe uzębienie.
No to trafiła kosa na kamień! Co ja mam teraz zrobić? Obiecać coś czego i tak nie dam rady zrobić?! A może mi się uda? Nic nie wiadomo. W końcu raz kozie śmierć. Ale ja nie lubię ryzyka...
- Obiecuję. - mówię i dopiero po chwili dociera do mnie to co przed chwilą powiedziałam.
O losie! Czemu ja najpierw mówię, a potem myślę? Czemu?!
- To podaj mi rękę. - mówi.
Podaje mu moje górne kończyny i cała sytuacja powtarza się od nowa. Powoli wstaję z pomocą Filipa i patrzę na polanę z góry. Wygląda jeszcze piękniej. Dostrzegam małe ptaki siedzące w koronach drzew i małe sarenki patrzące z zaciekawieniem i strachem w oddali. Ptaki przyglądają się z zaciekawieniem i chowają za małymi listkami cicho śpiewając.
- Tutaj jest pięknie. - szepczę poczym dodaję. - Dziękuję.
Filip  powoli wykonuje małe kroczki. Moje nogi bezwładnie ciągną się za nim. Ile ja bym dała bym mogła teraz pobiegać po tej polanie, poczuć ziemię pod nogami i czuć wartki strumień wody...
Przez długi czas chodzimy w tę i z powrotem. O dziwo nie nudzi mi się to. Jestem zachwycona. To jest naprawdę najpiękniejszy prezent. Przez tyle tygodni siedzę na tym wózku, a teraz mogę na wszystko popatrzeć normalnie, tak jak przedtem. Po moim policzku spływa kilka pojedynczych kropel. Teraz już się nie boję. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie wiem jak to opisać to jest piękne...
Dopiero po dłuższej chwili dostrzegam, że stoimy na środku polany. Coś mnie uwiera w stopę. To chyba kamień. Zaraz, zaraz kamień? Przecież ja nie mam czucia w nogach!
Rozglądam się. Filip siedzi koło mojego wózka, a ja stoję sama na środku polany. Czy to jest jakiś sen?! Szczypię swoją skórę, lecz to nic nie daje. Widzę tylko na swojej skórze zaczerwienienia.  Cały czas widzę ten sam obraz. Ruszam palcami u stóp. Czuję mech i pojedyncze małe kwiatki. Z moich oczu zaczyna lecieć potok łez. Tym razem łez szczęścia.
- Jak to się stało? - pytam łkając.
- Ci.. Nie płacz. - mówi chłopak podchodząc do mnie i przytulając mnie.
Powoli idziemy w stronę wózka. IDZIEMY!
- Usiądź. - proponuje mój rozmówca.
- Ale nie na wózku. - odpowiadam i siadam na trawie.
- Ne możesz się teraz przemęczać, długo nie chodziłaś. - mówi podając mi butelkę wody.
- No i co z tego? - pytam pijąc przezroczystą ciecz.
- Rób co chcesz. - odpowiada. - A teraz może masz ochotę iść ze mną do wesołego miasteczka? W końcu dziś są Twoje urodziny.
- Tak, ale bez wózka. - mówię stanowczo.
- Dobrze, lecz musisz trzymać się mnie byś nie upadła.
- Wiem. - uśmiecham się szeroko.
Ten dzień jest piękniejszy niż mogłam sobie wyobrazić.
                                                                  ***
- Co się tak na mnie patrzysz? - pytam na niego ze zdziwieniem.
- Zastanawiam się jak mogłaś pochłonąć taką ilość waty cukrowej?
No fakt może zjadłam jej trochę za dużo. Zjadłam ponad 8  największych porcji. Co ja na to poradzę, że lubię watę cukrową. Przypomina mi to moje lody pistacjowe. Też kaloryczne i też pyszne. Normalnie same podobieństwa.
Siadamy na ławce przed moim domem. Jest już koło 22. Ptaki cicho śpiewają, a w oknach gaszą się już pojedyncze lampki. Watr cicho szumi. Jest ciemno. Wielkie lampy uliczne stoją naprzeciwko nas. Rozświetlają one moje podwórko i jeden z pokoi.
- Jeszcze dobrze mnie nie znasz. - odpowiadam machając nogami.- A po za tym jak ty wytrzymałeś na tej karuzeli? To ja cię nie znam. - stwierdzam i patrzę przed siebie.
- Może. - odpowiada i mnie przytula.
Nie mogę uwierzyć, że chodzę.  Jeszcze rano zapowiadał się taki normalny, spokojny dzień, a teraz? Normalnie jak w jakimś filmie!  Życie jest pełne niespodzianek.
- Muszę iść. - mówię powoli wstając.
Jestem mega zmęczona. Czuję jak bolą mnie nogi. No fakt trochę się nachodziłam. Ale, czy to się liczy? Nie.
Liczy się to, iż odzyskałam ,,zdolność chodzenia". Znowu jestem szczęśliwa!
- To do zobaczenia. - odpowiada.
- Kiedy się spotkamy? - pytam otwierając drzwi do domu.
- Jutro, tam gdzie się poznaliśmy. - odpowiada i odchodzi.
Uśmiecham się jeszcze szerzej i wchodzę do domu.
- Wróciłam! - krzyczę na cały dom.
Dopiero później do mnie dochodzi, że już wszyscy mogą spać. Moi rodzice śpią już o 21:30. Z resztą nic w tym dziwnego. Gdybym napracowała się tak jak oni to pewnie też bym tak chodziła spać. Przez ostatnie tygodnie praktycznie nic nie robiłam. Rozmyślałam i rozmyślałam. Teraz nawet nie wiem na co traciłam czas...
Stoję w korytarzu i zdejmuję swoje czarne tenisówki. Przeglądam się. Po co ja ubrałam się dzisiaj na czarno? Czarne krótkie spodenki i czarna podkoszulka na ramiączka. Do tego ten mój koński ogon... Od jutra zacznę nosić kolorowe rzeczy. Odwracam się i widzę Alana.
- Siostra, czemu...- mój brat urywa w połowie. - Ty chodzisz. - dodaje cicho.



Witam Was w tą Wielkanoc :) Jak u Was pogoda? U mnie nawet znośnie, trochę zimno ale da się przeżyć.
 Jak widzicie rozdział się pojawił. Znalazłam trochę czasu i napisałam.  Dzisiaj jeszcze dopisałam parę zdań do rozdziału. Przepraszam za błędy. Wstałam przed piątą i jestem padnięta.
Liczę, iż rozdział się spodobał. 
No więc nasza bohaterka zaczęła chodzić. Jak myślicie jak się to potoczy i co wyniknie z jej spotkania z Filipem?
Nie rozpisuję się bo idę na obiad ( po świętach 2 kg więcej XD).
Życzę jeszcze raz Wesołych Świąt!
Pozdrawiam Digital!

Komentarze

  1. o jaaa. Dał jej chyba najwspanialszy prezent jaki mógł. No cóż, ta znajomość z Filipem na pewno będzie ciekawa. Mam też nadzieję, że udana! Żeby nie okazał się jakimś gburem czy coś potem. ;<
    Bardzo dziękuję za dedykację!
    U mnie też zimno, leniuchuję w łóżku przykryta ciepłą kołderką. <3

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta znajomość z Filipem będzie krótka...
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
    2. Buuu, to okrutne! ;< No cóż, nie może być zbyt pięknie...

      Usuń
    3. No.
      A zresztą ta cała historia niedługo dobiegnie końca.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  2. Jak słodko :3
    Al by z nich była para...
    Ja myślałam, że on ją pocałuje! 💏
    LoL
    Ha Ha
    Alan: O której to się, kurdełe, przychodzi do domu?! Pewnie brałaś coś z tym całym Filipem, co?! No i pewnie robiliście... Kurdełe, ty chodzisz...xD
    Ja i ta moja wyobraźnia, c;
    Kocham i pozdrawiam ♡



    MECHI♥♡♥♡
    P.S. Wesołych Świąt i Mokrego Dyngusa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Juuuuupi ! Ona Chodzi!
    Wiedziałam, że to się stanie od razujak zobaczyłam obrazek!
    Mam przeczucie.. ;)
    Ooo ten filip jest slodziutki :*
    8 wat cukrowych- zupełnie jak jaaaa!
    No to jeszcze raz wesołych świat i zapraszam do mn ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi watami to też taka ja. Mogę je jeść na potęgę.

      Oczywiście, że do cb wpadnę.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. To w końcu wracam.
      Na początek:
      Przeczytałam twoją odpowiedź na jeden z komentarzy. Szkoda, że zamierzasz skończyć tą historię :c. Jest bardzo ciekawa. Ile jeszcze napiszesz rozdziałów?
      Chodzi! Unicorns magic.
      Ile waty. Ja ją jadłam jak miałam... 5 lat?
      Btw, link do bloga na moim profilu ;).
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
    2. Ile jeszcze napiszę rozdziałów.....?
      Do końca to dokładnie nie wiem, bo ciągle nachodzą mnie jakieś pomysły i ciągle coś zmieniam.
      W każdym razie nie będzie dużo tych rozdziałów.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  5. Boski rozdział!
    Czekam na next <3

    I zapraszam do siebie - milvidasatras-leonetta.blogspot.com

    - Rosalie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty