Rozdział XV











 Dedykacja dla Szalonej Blondynki



Zimno.  Nawet bardzo zimno. Rozglądam się. Siedzę na jakimś twardym krześle, które uwiera mnie 
w plecy. W powietrzu unosi się zapach chloru pomieszany z przygotowywanym śniadaniem. Znam ten zapach. Znam go doskonale. To szpital. To znienawidzone przeze mnie miejsce. Siedzę tu już jakąś drugą godzinę, a dopiero dochodzi dziewiąta. Rozglądam się jeszcze raz. Na korytarzu jest pełno ludzi. Jedni na szczepienie, drudzy na badanie kontrolne, a ja? No właśnie....
Wczoraj jak przyszłam do domu mój kochany braciszek wszystkich obudził. Połowę nocy nie dawali mi spać i pytali się ,,jak to się stało". Nawet nie wiedziałam co im odpowiedzieć. Sama nie wiem. Mama chciała mnie wieczorem wieźć do szpitala, ale stanowczo zaprotestowałam. Po co oni robią tyle szumu? Po co? Dzisiaj przed szóstą obudził mnie Alan z tym swoim uśmieszkiem. Nienawidzę wstawać wcześnie rano. To tak jakby ktoś wyciągnął cię z Twojej wewnętrznej równowagi, zaburzył Twoją harmonię. Wyrwał cię z Twojej niedoścignionej i perfekcyjnej krainy. Odebrał ci to o czym tak marzysz.... Do czego to doszło, że nawet w weekendy nie mogę się wyspać? Kiedyś mogłam spać kiedy chciałam i o której chciałam. A dziś? Dziś muszę kłaść się wieczorem, a wstawać rano. Jak to mówi mój braciszek ,,życie jest zbyt krótkie, nie można go przespać". Ale ja nie zgadzam się z jego słowami. Jeśli sen to coś perfekcyjnego, coś gdzie tylko tam możemy znaleźć ukojenie, radość i spokój? Coś co daje nam wytchnienie, radość i szczęście? Czy to można nazwać przespaniem życia. Nie. Według mnie na pewno nie.
Koło mnie siedzi tata, a raczej śpi. Oczy ma zamknięte i lekko pochrapuje, oparty głową o brudną już ścianę. Szczerze  nie dziwię mu się. Miał pojechać na jakieś szkolenie, a teraz siedzi ze mną. Chyba już   wolałabym szkolenie. Przynajmniej zrobiłabym coś pożytecznego, a nie tak jak tu. Siedzę i siedzę. Patrzę tępo w sufit i znam już na pamięć całe pomieszczenia.  Mama zniknęła jakieś pół godziny temu i gada z lekarzem. Ciekawe co jej powie? Od samego rana robią mi jakieś badania, coś sprawdzają, wypytują. Ale po co to im? Czy nie powinni się cieszyć, że chodzę?
Wczoraj jak przyszłam to moi rodzice zamiast się uśmiechnąć  to najpierw zadali mi szereg pytań. Czy to nie było zbędne? Czy nie stracili tylko na to czasu? Nie wiem.
Spoglądam za okno. Strasznie dłuży mi się w tym szpitalu. Jest mi zimno. Nie założyłam nawet bluzy i...
- Jestem.
Odwracam się w kierunku źródła dźwięku.
Mama.
- Wreszcie. - mówię z lekkim uśmiechem. - Możemy już iść? - pytam.
Nie wytrzymam tu ani minuty dłużej! Już wiem co miała na myśli Justyna gdy mówiła ,, nic nie ma za darmo", Wczoraj był fajny dzień, to teraz muszę cierpieć. O losie! Jednak istnieje na tym świecie sprawiedliwość...
- Nie do końca. - odpowiada mama, budząc tatę.- Znaczy....teraz jedziemy tylko musimy wrócić po południu. - dodaje szybko widząc moją minę.
Nie za bardzo mnie to pocieszyło. - myślę szybko.
Po południu mam się spotkać z Filipem...
- Dobrze, dobrze. - mówię cicho. - Mogę iść do samochodu? - pytam otwierając już drzwi.
- Tak. - kiwa głową. - Tylko na nas zaczekaj. Kupię ci jakąś bułkę w sklepie. Na pewno jesteś głodna.
Nie. - przechodzi mi przez głowę. 
- Ok. - odpowiadam i opuszczam szpital.
Wychodząc patrzę na innych ludzi za szklaną ,,gablotą". Są tacy zniewoleni, smutni... Szybko jednak odwracam wzrok by się nie rozkleić.  Spoglądam w niebo. Będzie padało na sto procent. Na tej niebieskiej płachcie goszczą tylko czarne barany. Zdrajcy. Zatrzaskuję drzwi auta i zanim zdążę cokolwiek powiedzieć mama wręcza mi dużego pączka.
- Dziękuję. - mówię gryząc potworną bombę kaloryczną i czuję, że część lukru została na mojej twarzy.
                                                                              ***
- Ile mam zapłacić? - pytam jeszcze raz ekspedientkę.
Od kilku minut próbuję jej uświadomić, że ten znicz kosztował trzy złote a nie sześć!  Jest to ta sama lalunia, u której kupowałam ostatnio znicz. Żenada... Jak jej nie zmienią to stracą klientów, albo już stracili. Przy wszystkich stoiskach jest więcej ludzi niż tu. To po co tu przyszłam? Odpowiedź jest prosta: bo chciałam zaoszczędzić na czasie. Sam sobie utrudniam życie...
- Sześć złotych. - mówi wyciągając rękę.
- Trzy. - powtarzam zdenerwowana.
Nie mam już siły się z nią kłócić.  Co ona miała z matematyki i kto jej dał pracę tutaj?! Wyjmuję z portfela trzy monety rzucam je na ziemię i odchodzę z lampionem. Niech sobie zbiera te swoje monety. Może schudnie, a z resztą dobrze by to jej zrobiło.
Ponownie przechodzę przez furtkę cmentarza. Tym razem jednak nie opuszcza mnie moja pewność siebie. Wręcz przeciwnie. Polubiłam to miejsce, bardzo. Polubiłam te szumiące drzewa i te małe lampiony. Wydają mi się takie bliskie, takie sympatyczne...?

Skręcam w jedną z uliczek i bez problemu dostrzegam grób mojej siostry. Siadam na ławeczce i zapalam znicz. Uśmiecham się. To niesamowite jak kilka tygodni może zmienić człowieka. Kiedyś nie wierzyłam w takie historie. Myślałam, że ludzie połowę z tego zmyślają, a tu proszę. Los sam mi pokazał właściwą ścieżkę... Zapalam znicz i bezmyślnie gapię się na jej zdjęcie. Jeśli chodzi o modlitwy to nadal nie umiem mówić ich tak z głębi serca. A może się nie da? Nie wiem.
Spoglądam na zegarek.
Filip się spóźnia. Ale to dziwne. Nigdy się nie spóźniał. Zawsze to on czekał na mnie. Zawsze się śmiał, że jestem spóźnialska i że nie umiem prawidłowo korzystać z zegarka. Może źle odczytałam godzinę? Spoglądam ponownie na zegarek. 14:30. Spóźnia się i to już pół godziny. Zaczynam oglądać swoje paznokcie. Nie lubię czekać, ale poczekam. Czasem lubię sobie udowadniać, że mogę zrobić coś czego nie lubię. Patrzę przed siebie. Wieje mocny wiatr i niemo się zachmurzyło. Trudno nie będę dłużej czekać. Jak się rozpada to.... Daleko mam do domu i nie lubię chodzić cała mokra. Jak nie mógł przyjść to mógł chociaż napisać. Wstaję powoli z ławki i...
Znicz upada na ziemię. Muszę się schylać? Nie za bardzo lubię wysiłek fizyczny. Wolę siedzieć i oglądać jakąś tandetną komedię, niż grabić liście na podwórku. Podnoszę głowę do góry. Widzę zaniedbany grób z pękniętym zdjęciem. Na grobie rosną chwasty. Patrzę przez chwilę. To co przeczytałam mrozi mi krew w żyłach.
                                                                      śp
                                                            Filip Orstowski
                                                   zm. VII VI 1955 przeżywszy lat 18.
                                                        Pokój jego duszy.
Przez kilka minut czytam to w osłupieniu. Niemożliwe! NIEMOŻLIWE! Może to jakiś zwykły zbieg okoliczności?  Musi być jakieś sensowne wytłumaczenie! Patrzę na pęknięte czarno-białe zdjęcie.
Jest na nim uśmiechnięta twarz Filipa, spadając na czoło włosy  i te piękne, głębokie niebieskie oczy. Jest tylko jedna różnica, na tym zdjęciu ma koszulę w kratę.
Siadam na ziemi. To wszystko nie mieści mi się w głowie!
Filip duchem?
Czy to jest możliwe? Czy na pewno niczego nie pomyliłam? Po mojej twarzy spływa kilka pojedynczych kropel.
Filip....


Witam Was w ten piątek! Jak Wam minął tydzień? Bo mi tragicznie...
W waszych łapkach kolejny rozdział.
No jak widać Filip jest duchem!
Kto się spodziewał takiego obrotu akcji?
Za błędy przepraszam.
Pozdrawiam Digital!

Komentarze

  1. No cóż... Na pewno się tego nie spodziewałam. Faktycznie krótka była ta "znajomość". Trochę szkoda, ale w sumie wyszło dość... Nietypowo.
    Krótko, ale pięknie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beuil, a kto powiedział, że ta ich znajomość się skończyła?
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. No czegoś takiego się nie spodziewałam... Filip duchem?! Aż boję się sama siedzieć w pokoju, zaraz zmykam do mamy :>
      Diana chodzi, Filip duchem - dzieje się.
      Rozdział piękny jak każdy.
      Dziękuję, że ten tydzień już się skończył!!!

      Usuń
    2. Dziękuję :)

      A tak przy okazji w ostatnim LBA zostałaś nominowana.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ło bosz, niesamowity zwrot akcji.
      Czyli ona chodziła dzięki jego "mocy"!
      Ale, to nie możliwe!
      Nic nie wskazywało na to, że on jest duchem, a tu takie bum.
      Czekam na next

      Usuń
  4. Łot de fak?!
    Filip był duchem?!
    To by wszystko tłumaczyło...
    No bo on pomógł jej wstać...
    Jprdl, coraz bardziej się wciągam!
    Kochana, jeśli wyników naboru nie będzie 16-ego kwietnia, to nie moja wina, bo mój komputer ma na mnie focha i nie uruchamia mi Windowsa...
    Kicham i pozdrawiam ♡



    MECHI♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że coraz bardziej wczuwasz się w czytanie mojego bloga.

      Co do tych wyników...
      Nie szkodzi poczekam.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń
  5. O matko :o ALE ŻE FILIP DUCHEM? Boję się ;-; Jezu, Diana chodzi, Filip zmarł w 1955, ja pip, ale się dzieje! Ale rozdział cudowny♥
    Ni♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaraz wracam B)
    Lost in internety 3
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że co ? Ona się spotyka z facetem a on co ?
      Co ty jesteś facet czy mysz ?
      Duch .

      Myślałam że przy końcówce zejdę ! ;-;

      Nie strasz tak Olivi bo normalnie ma bardzo wrażliwą duszę ( ... ) szczerze to nie - ALE I TAK SIĘ WYSTRASZYLAM ! ;)

      czekam na dalszy rozwój akcji ♥

      Tymczasem może wpadniesz do mnie ? ;)

      bemyhero-leonetta.blogspot.com

      Usuń
  7. Kochanna ty moja! Digittal! No to pokręciłaś z tym Filipem. To słodkie..ona go polubiła, a on może okazać się duchemm...lub nie?! ;) Bardzo mnie to intryguje (jakich ja słów używam). Przepraszam,że dopiero teraz ;[. Reasumując...(jakich ja słów używam) Rozdział cudowny!! Z wielką ,ogromną niecierpliwością czekam na nexttt
    Szalonna Blondynka
    PS; Pozdrów kochana swojego brata i jeżeli czyta mojego bloga , niech czeka na 16 rozdział....
    <3Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Jest mi niezmiernie miło, że przez czytanie mojego bloga powiększasz swój zasób słów ^_^
      Oczywiście, że pozdrowię mojego braciszka.
      Pozdrawiam Digital!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty